Konkurs "Mama i ja"

Redakcja
napisał/a: Redakcja 2013-03-13 09:07
Znacie historię Andiego, który w samotną podróż zabrał swoją... mamę? Opiszcie nasz swoje najśmieszniejsze historie z podróży z rodziną i zgarnijcie filmowe gadżety!

[CENTER]
fot. Paramount Pictures[/CENTER]

Kiedy dwójka ludzi jest skazana na dzielenie wnętrza jednego samochodu prędzej czy później musi dojść do konfrontacji. Dobitnie przekonał się o tym Andy, który w porywie poczucia winy postanowił zabrać w podróż po Stanach swoją mamę. Więcej o filmie "Mama i ja" możesz przeczytać tutaj.

[CENTER]Znasz historię, która nadawała by się na równie śmieszny scenariusz komedii? Weź udział w naszym konkursie, opisz ją i wygraj gadżety z filmu "Mama i ja".[/CENTER]

Co możesz wygrać?

Dla 6 osób, które najciekawiej opiszą śmieszne historie z rodzinnych podróży mamy zestawy wyjątkowych, filmowych gadżetów:

- kubek kinomana z dodatkowym miejscem na przekąski,
- ładowarka samochodowa USB,
- odświeżający zapach do samochodu.

[CENTER][/CENTER]

Co musisz zrobić?

Opisz krótko najciekawszą, najśmieszniejszą historię, która przydarzyła się Ci podczas rodzinnej podróży. A może ktoś z Twoich znajomych okazał się piekielnym podróżnym, którego nikt nie mógł znieść?

[CENTER]Podziel się z nami najśmieszniejszymi historiami podróżniczymi wygraj jeden z 6 zestawów nagród![/CENTER]

Na wasze zgłoszenia czekamy do 26 marca 2013.
Wyniki konkursu ogłosimy najpóźniej 2 kwietnia 2013. Laureatów powiadomimy o wygranej mailem.

Zapoznaj się z regulaminem konkursu.
napisał/a: marta_z1907 2013-03-13 18:27
Ta historia mnie nie spotkała, ale byłam jej bliskim świadkiem... Przynajmniej raz na rok lub dwa lata moja rodzina odbywała podróż samochodową nad morze lub w góry. Pewnego roku wracając z Pienin w centralnej Polsce zajechaliśmy na stację benzynową, aby odpocząć. W czasie tego postoju mój brat nawiązał rozmowę z swoją rówieśnicą. Sielanka trwała, póki do akcji nie weszła moja mama. Zaczęła zachwalać mojego brata przed jego nową koleżanką, jaki to on wspaniały i jak dobrze się uczy itp. komplementy. Dziewczyna była zmieszana, a brat czerwony na twarzy. Aż do przyjazdu do domu nie odzywał się. Dodam, że mam intuicję do ludzi i koleżanka z stacji wydawała mi się bardzo miła i przyjazna.
napisał/a: marionzzz 2013-03-14 11:39
Jakiś czas temu kiedy wracaliśmy wieczorem z mężem,synem i córką do domu zatrzymała nas policja do rutynowej kontroli. Policjant podszedł,przywitał się i poprosił o dokumenty na co mąż odpowiedział mu,że musi wysiąść bo ma dokumenty w teczce w bagażniku. Pan Policjant zajrzał do samochodu-popatrzył na syna siedzącego z przodu, naszą córkę siedzącą w foteliku,i później popatrzył na mnie siedzącą obok córki, uśmiechnął się i powiedział do męża "A dzieci nie będą płakać jak pan wysiądzie?"
Nie wspomnę,że córka ma 6 lat,syn 14 ale ja-całe 37 :)))
Oczywiście potraktowałam to jako miły komplement,że wyglądam jeszcze całkiem młodo ;))
napisał/a: bbo 2013-03-14 13:43
WYPRAWA SAMOCHODEM
Pewnego razu tak się zdarzyło,
Że pojechać nad jezioro nam się zamarzyło.
Synka w fotelik i w drogę ruszamy,
Bo wszelkie wyprawy bardzo kochamy.
I zaraz zawracamy, decyzja zapadnięta,
Czy gaz jest zakręcony? - tego nikt nie pamięta.
Załatwione wszystko, znów auto ruszyło,
Ale tego jechania, to dużo nie było.
Synek cały się oblał - soczek owocowy,
Trzeba było go przebrać w zestaw zapasowy.
Nie minęła godzina, jesteśmy nad wodą,
Ale chmury się zebrały, mogą być przeszkodą.
Burza nagła przyszła, ledwo zdążyliśmy,
Umknąć do samochodu - wszystko zebraliśmy.
Do domu wracamy, trochę smutne miny,
Są do tego przecież poważne przyczyny.
Mąż zjeżdża na pobocze, zaniepokojony,
"Niestety, kapcia mamy" - tak mówi do żony.
Taka była ta nasza wyprawa nad wodę,
A wniosek: Zawsze sprawdź najpierw pogodę!
:)
napisał/a: stoke 2013-03-14 15:09
Odkąd pamiętam mój tato zawsze nas zabierał na wakacje, które sam obmyślał, spisywał trasy i miejsca do zwiedzania. Przewodnia myśl: "Zobaczyć dużo najmniejszym kosztem". Zwiedziliśmy chyba całą Polskę, ale nie jestem w stanie powiedzieć Wam gdzie byliśmy, bo wycieczki odbywały się w takim tempie, że trudno było zapamiętać gdzie jesteśmy. Robił zdjęcia i jechaliśmy dalej.
Byłam mała i nie zwracałam na to uwagi, aż do pewnego razu... Wycieczka miała trwać kilka dni. Każdy nocleg miał być w innym miejscu i był. Niestety, a może i stety, bo teraz wspominamy to z uśmiechem na twarzy.
Wyjazd pełen wrażeń.
Kuzyn był pilotem więc tato czekał aż On z mapą w ręku będzie informował o trasie. Niestety zaczęło się od tego, ze kuzyn w trasie przysnął, a mój tato (uparciuch jakich mało), widząc to, nie obudził go tylko jechał cały czas przed siebie. Dojechaliśmy pod granicę Czeską ( a wybieraliśmy się masę km w inną stronę), a wtedy tato obudził go z pretensjami, ze przez to, że sobie odpoczywa zamiast pilnować drogi, zmarnowaliśmy pół dnia na dojechanie w docelowe miejsce.
No nic, trzeba było zawrócić.., ale nastał wieczór i trzeba było znaleźć nocleg. Może pole namiotowe? Nie, szkoda pieniędzy. Tato wjechał w sam środek jakiegoś pola i tam musieliśmy nocować. Każdy przestraszony i zestresowany - tak w czyimś polu?! Z samego rana pobudka i dalej w drogę. Maraton po zabytkach, fotki i kolejny wieczór. Gdzie będziemy spać? W lesie. Tato wjechał w sam środek lasu, rozłożył fotele i na luzie oznajmił nam, ze dziś tu nocujemy.
Przerażeni nie mieliśmy nic do gadania. Jakoś zasnęliśmy w tej puszczy, gdy nagle ktos zaczął nam walić w szyby i świecić latarkami w oczy. To było straszne. Wyobraźnia dziecka nie zna granic. Ja już byłam pewna najgorszego. Okazało się, ze to straż graniczna! Chcieli nam wlepić mandat, ale po dziwnym i chaotycznym tłumaczeniu każdej z osób - kazali nam natychmiast odjechać. Super, puścili nas, ale to sam środek nocy. Gdzie będziemy przez resztę tej ciemności?
Tato miał na to odpowiedź. Zaparkował auto pod polem namiotowym. Odetchnęłam z ulgą, ale za wcześnie. Patrzę, a co robi mój kochany tatuś? Przerzuca bagaże przez płot, mamie każe przechodzić, podaje jej mnie.
Gdzieś na skraju pola na dziko rozbiliśmy po cichutku namiot. Byłam zmęczona i przestraszona jak nigdy.
Ledwo zasnęłam, a tu pobudka. Jeszcze było szarawo, jak musieliśmy się zwijać ni uciekać, żeby nas nikt nie przyłapał na koczowaniu.
I dawaj znowu przez płot, w auto i w drogę!
Przeżyłam ten wyjazd strasznie. Bałam się kolejnego pomysłu taty. Na szczęście przebiegliśmy jeszcze przez jakieś muzeum - nie wiem gdzie i wróciliśmy do domu. Żadnej wycieczki z moim tatem nie pamiętam, a tą, mimo, że minęło około 10 lat... pamiętam dokładnie, z każdym szczegółem, anie przepraszam - nie pamiętam tylko co zwiedziliśmy i gdzie byliśmy. Przy takim tempie nie było na to szans!
napisał/a: lambada 2013-03-16 14:40
Wybrałam się z mężem i córką na wycieczkę pociągiem. Moja córka jest bardzo specyficznym dzieckiem, gdyż bardzo często zagaduje nieznajomych i dokładnie wypytuje ich o przeróżne rzeczy. Dobrze wiedziałam, że i tym razem nie obejdzie się bez jakiejś „ciekawej” sytuacji. Na początku córka siedziała grzecznie obok nas, a że planowaliśmy jeszcze w te same wakacje polecieć gdzieś wspólnie „last minute” mieliśmy katalog z ofertami podróży i dyskutowaliśmy na ten temat. Córka słuchała grzecznie, jednak była jakaś taka milcząca. Po godzinie odłożyliśmy katalog i zaczęliśmy rozmawiać na inne tematy. Córka wzięła katalog i poszła do jakiegoś nieznajomego, który siedział jakieś 5 metrów dalej… „Myśli Pan, że Bułgaria jest dobrym miejscem na wakacje?” a trafiła akurat na jakiegoś mężczyzne, który nie spał przynajmniej kilka dni, ledwo otworzył oko i odpowiedział: „za daleko, pewnie się zmęczysz, nie będziesz mała swoich zabawek”, ona nie odpuszczała: „to może do Egiptu?”. „Nie, tam za gorąco”- padła odpowiedź. Potem była Norwegia i kilka innych Państw, sama byłam w szoku, że córka taka mała, a potrafi je wymienić… Lecz zawsze mężczyzna stwierdzał, że beznadzieje te wyjazdy… Córka zasmucona wróciła do Nas i stwierdziła, że Pan ma całkowitą rację i że my możemy jechać i męczyć się na tych dalekich wakacjach, a ona zostanie sama w domu. Będzie mogła ciągle oglądać mecze, grać w gry komputerowe, nie będzie musiała sprzątać, a jak zgłodnieje zadzwoni po pizzę i po kolegów. Spojrzałam na nią podejrzliwie… „Mecze i koledzy? Jak to?” .
”No pan powiedział, że też mieszka z rodzicami i jak ich nie ma to są najlepsze wakacje…”
Śmiechu nie było końca…
napisał/a: anka9290 2013-03-16 22:38
To miała być wycieczka taka jak zwykle.. jednak od samego początku tej wyprawy wszystko dawało nam znaki że nie powinniśmy na nią jechać. Najpierw mieliśmy problemy z pakowaniem się do samochodu, który na dodatek z trudem odpaliliśmy . Później okazało się że nie wyliczyliśmy dokładnie ile benzyny trzeba i zatrzymaliśmy się na środku jakiegoś pustkowia. Z każdej strony pola i na dodatek brak zasięgu nas już dobił. Czekaliśmy trochę czasu ale nikt nie nadjeżdżał. A już po woli robiło się ciemno. Nagle naszym oczom ukazał się... traktor. Miły straszny pan zaproponował nam że odholuje nasze auto do jego domu a tam wezwiemy pomoc drogową czy do kogoś innego. Kiedy przyczepiliśmy do ciągnika auto podjechaliśmy do jego gospodarstwa. A że już było ciemno zaproponował nam że możemy oczywiście w aucie jakoś przetrzymać te noc a na drugi dzień pojedziemy z nim po paliwo. Podróż pełna niespodzianek na szczęście skończyła się dobrze, ale na przyszłość i tak postanowiliśmy lepiej planować takie wycieczki:)
napisał/a: mk121 2013-03-17 14:19
W wakacje wybraliśmy się dużą ekipą rodzinną na 2 samochody do Chorwacji. Z tego względu, że moje dwie kuzynki, siostra i ja różniłyśmy się pokoleniowo zainteresowaniami i tematami podejmowanych rozmów z rodzicami i wujostwem dosyć szybko podzieliliśmy się na dwie grupy.:cool:

I tak już drugiego wieczora czas spędzałyśmy tylko w damskim gronie na plaży lub w pobliskich barach. Cieszyłyśmy się słońcem, beztroską i anonimowością. Nikt nas tam nie znał. Wydawało nam się, że możemy rozmawiać o wszystkim, bo przecież i tak nikt nie zrozumie… Od kosmetyków, historyjek rodzinnych, po intymne sprawy, rozterki sercowe czy chłopaków – plotek nie było końca, przecież tak rzadko się widujemy i nie mamy zbyt wielu okazji do rozmów… ;)Pogawędki kończyły się zwykle nad ranem. I tak rozwiązały nam się języki, że jednego wieczora porzuciłyśmy wszelkie tabu.

Przechadzając się piękną, piaszczystą plażą wpatrywałyśmy się w tajemniczego chłopaka idącego kilka metrów przed nami. „Przystojniak!”, „Co ja bym z nim nie wyczyniała w hotelu!”, „Naprawdę niezły, ciekawe ile ma lat…” – rozmarzone rozkosznie komentowałyśmy i zachwalałyśmy po kolei, co nam się w nim podoba, po czym niespodziewanie tajemniczy młodzieniec odwrócił się do nas i z szerokim uśmiechem na twarzy powiedział: mam 22 lata, dzięki dziewczyny…:eek: Jeszcze nigdy tak bardzo się nie zawstydziłam… Policzki oblały się płomiennym rumieńcem i zszokowane wszechobecną Polskością szybko zmieniłyśmy trasę spaceru uciekając z plaży.:o Na szczęście do końca wyjazdu nie spotkałyśmy już tego chłopaka... :)
napisał/a: miszel17 2013-03-17 16:56
Co roku wyjeżdżamy z całą rodziną na wakacje . Mama ,tata ,ja z żoną no i nasz ukochany dziadek .Cała historia wydarzyła się w zeszłym roku w Tunezji .
Wszyscy udaliśmy się na wieczorną dyskotekę ,wiadomo głośna muzyka ,tańce i drinki . Tak dobrze się bawiliśmy że zapomnieliśmy o dziadku . A dziadek dobrze się bawił ,wypił sporo no i w nocy jak wracał pomylil pokoje . Wszedl do pokoju obok w którym mieszkala samotnie nieznajoma 40 . Dziadek polożyl się cichutko obok niej i zasnął . Rano Pani podała dziadkowi szklankę wody mówiąc że pewnie ma kaca .Dziadek często wspomina ta historię na swoich urodzinach :) żałuje że nie umówil się z Panią na randkę .
napisał/a: miszel17 2013-03-17 16:57
Co roku wyjeżdżamy z całą rodziną na wakacje . Mama ,tata ,ja z żoną no i nasz ukochany dziadek .Cała historia wydarzyła się w zeszłym roku w Tunezji .
Wszyscy udaliśmy się na wieczorną dyskotekę ,wiadomo głośna muzyka ,tańce i drinki . Tak dobrze się bawiliśmy że zapomnieliśmy o dziadku . A dziadek dobrze się bawił ,wypił sporo no i w nocy jak wracał pomylil pokoje . Wszedl do pokoju obok w którym mieszkala samotnie nieznajoma 40 . Dziadek polożyl się cichutko obok niej i zasnął . Rano Pani podała dziadkowi szklankę wody mówiąc że pewnie ma kaca .Dziadek często wspomina tą historię na swoich urodzinach :) żałuje że nie umówil się z Panią na randkę .
napisał/a: basiula1 2013-03-17 17:39
W wakacje wybrałam się z przyjaciółką do Paryża .Chciałyśmy dokładnie zwiedzić to cudwone miejsce ,zobaczyć Wieżę Eiffla,Pola Elizejskie ,Moulin Rouge. Zwiedzałyśmy Paryż na własną rękę bez przewodnika ,nic więc dziwnego że zgubiłyśmy się .
Zaczepiłam więc przechodnia i pytam po francusku o drogę .
A on nic tylko kiwa głową .
Koleżanka pyta go po angielsku .
On nic ,dalej kiwa głową .
Zdesperowana zaczynam po niemiecku .
Nadal kiwał głową .
Wkurzona burkłam po polsku ; Czy te żabojady nie znają żadnego języka ?!
Nagle nasza niemowa odezwała się ;
Ja jestem Polak .... uśmiechna się :)
Nasz rodak wytłumaczył nam dlaczego zbłądziłyśmy i gdzie powinnłyśmy się udac by wrócić do centrum .
napisał/a: boginami 2013-03-17 20:29
Moja rodzina zawsze preferowała wakacje "na wariata" (czyli bierzemy ze sobą mapę, namioty oraz zupki chińskie, wsiadamy w samochód i jedziemy, gdzie nas oczy poniosą). Ciekawymi historiami wakacyjnymi mogę więc sypać jak z rękawa (np. rozbijanie namiotu na tarasie sklepu z pamiątkami w Tatrach podczas gradobicia; wkradanie się na chorwackie campingi, żeby wziąć prysznic za darmo; spanie na polu razem ze stadem owiec; dmuchany materac, na którym zasnęłam porwany przez prądy morskie z okolic plaży do wybrzeża małej wysepki ok. kilometr dalej, itd. itp.), jednak najzabawniejsze wydaje mi się wydarzenie z Wenecji, kiedy miałam ok. 10 lat. Byliśmy całą rodziną na placyku pełnym wzniosłych pomników i dekorujących je odchodami gołębi. Zobaczyliśmy z bratem, że włoskie staruszki układają na otwartej dłoni okruchy chleba, a gołębie są na tyle oswojone, że podlatują i siadają im na ręce na czas posiłku. Jako dzieciaki niezdające sobie sprawy z wątpliwej higieniczności takiej zabawy byliśmy zachwyceni tym, że weneckie gołębie są tak przyjacielskie. Niestety nie mieliśmy chleba, ani nic innego, czym moglibyśmy poczęstować tych skrzydlatych przyjaciół, więc próbowaliśmy je z marnym skutkiem zwabić na otwartą, pustą dłoń. Skutek jednak nie był do końca taki marny, ponieważ... udało nam się zarobić w ten sposób kilka tysięcy lirów włoskich. Przechodzący turyści widząc mnie i brata stojących z wyciągniętymi rękami skonstatowali, że jesteśmy małymi żebrakami i położyli nam na dłoniach pieniądze (do tej pory się zastanawiam, czy byliśmy aż tak źle ubrani), nie umieliśmy im wytłumaczyć, że to nie o to chodzi i kiedy ze zdziwieniem oglądaliśmy lśniące monety w naszych rączkach, kolejni przechodnie rzucili nam parę "groszy", gdyby nie to, że rodzice widząc, co się dzieje zabrali nas śmiejąc się z placyku, być może zarobilibyśmy na porządną pizzę ;)