Konkurs "Dla niej wszystko"

Redakcja
napisał/a: Redakcja 2011-05-05 10:43
Weź udział w naszym konkursie. Mamy dla was płyty z filmem "Dla niej wszystko"

Zadanie konkursowe:
Napisz jak wyglądało pierwsze spotkanie z Twoim partnerem/Twoją partnerką.


7 najciekawszych odpowiedzi nagrodzimy filmami na DVD!:





Czytaj więcej o nagrodzie >>

Nagrodę zdobywają użytkowniczki o nickach:

1. Milena22x
2. martam2491
3. tedybear
4. Kira13x
5. kamila313
6. mamadwojga
7. kathiee

Gratulujemy!. Laureatki proszone są o sprawdzenie skrzynki na www.ja.w.polki.pl



Czas trwania konkursu: 05.05 - 31.05.2011r.

Wyniki ogłosimy najpóźniej 10.06.2011r.
napisał/a: jaga12Xj1 2011-05-05 12:50
Moim Pierwsze Spotkanie Z Moi Partnerem Było Takie że Pojechałam Na Wczasy Z Moją Koleżanką I Z Jej Dwoma Kolegami I Z Jednym Tak Się Zaprzyjaźniłam że Jesteśmy Ze Sobą Już 4 Lata
napisał/a: 19790411 2011-05-05 12:52
Nie było fajerwerków, braku tchu itp. Pierwsze spotkanie pamiętam jak przez mgłę - a właściwie pamiętam to, co mi opowiedział mąż. Spotkaliśmy się w biurze. Ot, ja, nowa pracownica, on pracownik z kilkuletnim doświadczeniem, który wrócił po dłuższym urlopie. Ja, nie zwróciłam uwagi na przystojnego szatyna, każda twarz była dla mnie nowa. On owszem - znał wszystkich, więc gdy mnie zobaczył, od razu pomyślał - "to ta nowa, o której wszyscy opowiadają". Właściwie nie pamiętam nawet pierwszej "randki". Podobno umówiliśmy się na kawę, miał mi opowiedzieć o pracy, poza pracą. Ja tak to zrozumiałam, spotykałam się wtedy z kimś innym. W kawiarni okazało się jednak, że mamy wiele innych wspólnych tematów do rozmów i o pracy dowiedziałam się niewiele. Coś jednak musiało zaiskrzyć już wtedy, bo wiem, że więcej nie spotkałam się z poprzednim chłopakiem. Zaczęłam się spotykać z moim obecnym mężem, kolegą po fachu :)
Życie jest przewrotne. Zawsze wyobrażałam sobie, ze swojego przyszłego męża poznam w jakimś romantycznym miejscu i że gdy tylko go ujrzę, będę wiedziała, że to TEN. Tymczasem... Było jak było, ale żadnej chwili nie żałuję :)
Milena22x
napisał/a: Milena22x 2011-05-05 16:46
[CENTER]Od pin ponga do miłości…

To był piękny, wiosenny dzień. Wszystko budziło się do życia. Szłam ulicą, mijałam ludzi, wszyscy z promiennym uśmiechem na twarzy. Mnie niestety nie udzielił się ten wiosenny nastrój. W miłości od dawna prześladował mnie pech i nawet nie liczyłam na to, że to się zmieni. Wszędzie wokół wiosna, a moja twarz mimo to wciąż pochmurna. I w takim niewiosennym nastroju przemierzałam rynek mojego maleńkiego miasteczka. Wtedy go zobaczyłam. Pomyślałam- co za przystojny facet. Przyjrzałam mu się dokładniej. Skądś kojarzyłam tą twarz, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Zaintrygował mnie. Ale cóż z tego. Taki przystojniak pewnie nawet nie zwróciłby na mnie uwagi. Zamyśliłam się... A on zauważył, że mu się przyglądam. O dziwo uśmiechnął się promiennie. Pomyślałam, że to na pewno nie do mnie, odwróciłam się, ale nikogo za mną nie było. Nie wierzyłam, przecież on nie mógł uśmiechać się do mnie. Nie odwzajemniłam uśmiechu, nie byłam w nastroju na uprzejmości. Pomyślałam- może mnie z kimś pomylił. Ale po chwili przystojny nieznajomy podszedł do mnie. Powiedział: Uśmiechnij się sąsiadka. Starych znajomych nie poznajesz? Zbił mnie tym z nóg. Pomyślałam- znajomych, sąsiadka? Kto to jest?! I wtedy mnie olśniło. Tajemniczy nieznajomy okazał się być moim kolegą z dzieciństwa, z którym grywałam w tenisa stołowego. Wyjechał pracować za granicę, nie było go w Polsce ponad 10lat. Strasznie się zmienił od tego czasu. Pamiętam go jako nastolatka- chudy, wysoki, z dziecięcymi rysami twarzy. Teraz patrzyłam na dorosłego mężczyznę, dobrze zbudowanego, z lekkim zarostem. Oj, takiego bardzo w moim typie! Aż się uśmiechnęłam. On zaraz to zauważył- Za tym pięknym uśmiechem tak bardzo tęskniłem Milenko! Dasz mi swój numer telefonu? Umówimy się na rundkę pin ponga, jak za starych dobrych lat. Oczywiście numer podałam i jeszcze tego samego dnia wieczorem spotkaliśmy się, żeby pograć, pogadać, powspominać. Dokładnie tak samo jak wiele lat temu. Tyle, że tym razem zaiskrzyło między nami. On wolny, ja wolna i ten ogień między nami. I tak wszystko od pin ponga się zaczęło… Taka randka może dla niektórych mało romantyczna, ale ja sobie bardziej romantycznej nie mogłam wymarzyć.
[/CENTER]
Cikitusia
napisał/a: Cikitusia 2011-05-05 21:39
Nasze pierwsze spotkanie, a zarazem pierwsza randka była prawie 4 lata temu.
Był 14 czerwca 2007, cały dzień pięknie świeciło słońce, wielkimi krokami zbliżały się upragnione wakacje i pomimo że pisaliśmy od lutego sms jakoś nie było okazji i chęci spotkania się. O godzinie 16 miałam wyjść ze szkoły, niestety piękny dzień już dawno się skończył i zaczął padać straszny deszcz. Nie miałam przy sobie żadnej parasolki, kurtki czy czegoś innego. I wówczas napisałam do niego aby przyszedł po mnie z parasolem. Miał to być niejako żart bo nie sądziłam że się zjawi. Wyszłam ze szkoły i jakie było moje zdziwienie gdy go zobaczyłam właśnie z parasolem. :D Poszliśmy wówczas na moją ulubioną pizzę (z szynką i ananasem) i pomimo że nic a nic mu ona nie smakowała to jednak ani przez chwile mi tego nie okazał. I tak właśnie wyglądało nasze pierwsze spotkanie i na pewno nie ostatnie. Zresztą ciąg dalszych zdarzeń możecie zobaczyć na suwaczkach.
karas20082
napisał/a: karas20082 2011-05-05 21:59
nasze pierwsze spotkanie mialo miejsce w internacie,gdy poszlam do szkoly sredniej. bylo juz tam duzo moich znajomych, pierwszego dnia spotkalam go na schodach z naszym wspolnym kolega. to wlasnie on nas ze soba zapoznal!!! i wtedy moj aktualny maz sie we mnie zakochal!!! od pierwszego spojrzenia!!! jednak nie bylo mu latwo mnie zdobyc... rok czasu sie przyjaznilismy!!! a on caly czas chcial byc ze mna (co sie potem okazalo....) rok szkolny minal, w wakacje nie mielismy szczegolnego kontaktu, jedynie gdy spotykalismy sie przypadkowo na tych samych imprezach. wakacje minely i znowu przyszedl czas szkoly i powrotu do internatu. moj ludwik dal sobie wtedy ze mna spokój, wydawalo mu sie, ze juz chyba nic nie zdziala... gdy przyszly swieta i wolne od szkoly nagle zaczelo mi go brakowac!!! czulam pustke i caly czas o nim myslalam... 4godziny zastanawialam sie czy napisac do niego smsa... serce walilo mi jak mlotem!!! ale jakos wystukalam jakies zdanie w stylu "co u ciebie slychac?", "co porabiasz?" i takie tam... odpowiedzial bardzo szybko, a ja bylam bardzo podekscytowana, serce mi walilo, rece mi sie telepaly, a usmiechu na twarzy nie moglam opanowac!!! i wtedy zrozumialam, ze strasznie mi na nim zalezy i ze go kocham!!! zaczelismy chodzic przez smsy, co pare dni musielimy kupowac nowe karty doladowujace, a smsy byly wtedy po 60groszy!!! umowilismy sie na zabawe na sw. szczepana. czekalam na niego jak na szpilkach, gdy wkoncu dotarl... spotkalismy sie... i jak na filmach czas sie zatrzymal... bylismy tylko ja i on!!! byla masa ludzi, a my wszystko widzielismy w zwolnionym tepie (wiem bo rozmawialismy o tym).zawiesilam mu sie na szyji, i nie chcialam go puscic!!! cala impreze rozmawialismy na zewnatrz, tyle mielismy sobie do powiedzenia. a to wszystko jeszcze do nas nie docieralo... i tak zaczelismy chodzic, po 3latach byly zareczyny po nastepnym roku slub, a po nastepnych 3 latach pojawila sie na swiecie nasza ukochana coreczka!!! jestesmy bardzo szczesliwi i bardzo sie kochamy
napisał/a: justynarojek 2011-05-05 22:53
Ja swego męża pierwszy raz wyczaiłam na czacie.Zagadałam do niego i tak jakoś dobrze nam się wtedy rozmawiało ,że postanowiliśmy kontynuować swą znajomość.Wielokrotnie spotykaliśmy się w sieci więc kiedy to przestało nam wystarczać postanowiliśmy się wreszcie poznać w realu.To spotkanie pamiętam do dziś choć upłynęło od niego już siedem lat.Był mroźny lutowy dzień,mąż miał na sobie niebieską koszulę i niesamowity błysk w oku.Patrzył na mnie tak jakbym była jedną na świecie kobietą-wyjątkową i niepowtarzalną.Zaprosił mnie do mej ulubionej knajpki i adorował najlepiej jak potrafił.Wyszło mu to chyba całkiem nieźle bo dziś jesteśmy już małżeństwem z czteroletnim stażem.
napisał/a: leoniu 2011-05-05 23:54
Pierwszy września, pierwsza lekcja w klasie, w której jest 25 dziewczyn i ośmiu chłopaków... Chciałam napisać "mężczyzn", ale do mężczyzn wtedy jeszcze im było daleko. Jak wyglądał - nie wiem, jak się zachowywał - nie pamiętam. Wiem tylko, że przez dwa lata go ignorowałam, bo "głupi, infantylny, taki, siaki, owaki"...
Randka? W czwartej klasie liceum. Zresztą, żadna randka. Dla niego wyjście ze mną było wygodnym pretekstem, żeby nie iść na fakultety z rosyjskiego. Ja i tak zdawałam francuski i byłam bardzo zadowolona z jego towarzystwa.
Oficjalne bycie razem - od pierwszego dnia studiów do dziś.
No dobrze, z przerwami.
Bo wyszło w tym wszystkim, że to ja jestem ta niedojrzała.
Czy na zawsze? Nie wiem, chciałabym. Po 12 latach mogę to powiedzieć z całą pewnością. Ślub - nie uznaję instytucji. Dziecko - będzie w lipcu :)
napisał/a: tomatoss 2011-05-06 12:55
Kilka razy juz próbowałam napisac w tym konkursie,ale zupełnie nie wiem co.
W naszym zwiazku tak własciwie nie było pierwszego spotkania.
Z moim mężem znamy sie od dziecka.Mieszkalismy blisko siebie
i odkąd pamietam on był obok mnie.
Razem bawilismy sie w piaskownicy,
razem jeździliśmy na rowerach,razem poszliśmy do szkoły.
Byliśmy przyjaciółmi jakich mało.
Potem nadszedł czas szalonej młodości.
Nasze pierwsze niespełnione miłosci,zawiedziona przyjaźń,
wspólne imprezy.A on był nadal obok mnie.
Tylko jemu mogłam wypłakać sie po tym jak rozstałam
sie z chłopakiem,jak pokłóciłam się z przyjaciółką,
jak miałam jakis problem.Z nim bawiłam sie wspaniale,
bawiły nas te same żarty,mielismy te same zainteresowania.
Dla mnie zawsze był tylko kumplem na dobre i złe.
I nigdy nie pomyślałabym nawet,że on kocha mnie od tylu lat,
a ja krzywdzę go swoimi opowieściami o kolejnych wspaniałych miłościach.
I niestety także przeoczyłam moment kiedy i ja zakochałam się w nim na zabój.A może także od zawsze go kochałam.
W każdym razie jesteśmy małżeństwem od pięciu lat,
mamy wspaniałego synka i jedyne o czym mogłabym napisać
to chyba nasz pierwszy pocałunek...


cohenna
napisał/a: cohenna 2011-05-06 16:05
Swojego męża poznałam w szkole. Były akurat pokazy Ratownictwa Medycznego. Ja jako pierwszoklasista byłam jako symulant, a Ratownicy ze starszego roku udzielali nam pomocy. Niby jakiś zamach terrorystyczny na hali, ja miałam udawać nieprzytomna osobę. Jakiś strażak wyniósł mnie (po drodze prawie upuszczając, bo jestem dość pokaźna ) na dwór i "pyrgną" na trawę (a to był październik już po połowie). Wtedy to zajął mną się Ratownik, ułożył w pozycji bezpiecznej, potem jak sie niby ocknęłam pomógł usiąść (he he na czarnym worku koło karetki) i rozmawiał ze mną długo, długo, długo.
martam2491
napisał/a: martam2491 2011-05-07 18:32
Maturalna klasa. Czas przygotowań do egzaminów, korepetycji. Ja postanowiłam wybrać się na cotygodniowe kursy przygotowywacze do Warszawy. Pochodzę z małej miejscowości, więc stolica wydawała mi się tak olbrzymia, tak skomplikowana, a śródmieście, tramwaje, autobusy i podziemia stworzyły dla mnie przerażający obraz, który cudem udało mi się pokonać i tym samym dostać do szkoły, w której miały odbywać się zajęcia. Lekcje minęły dość ciekawie, choć bardzo mi się dłużyły, a w głowie krążyła myśl, jak ja się dostane na dworzec autobusowy, z którego miałam wrócić do domu. Stoję gdzieś w centrum, na chodniku, sama samotna, wokół żadnej znajomej duszy. Wieje wiatr, pada deszcz, a ja rozkładam mapę i walczę z szalejącymi kartkami. Nerwowo śledzę palcem wszystkie trasy. Zdenerwowana, ze łzami w oczach, nie mogę sobie nikogo przypomnieć, kto mógłby znać dobrze stolicę. Nagle podchodzi do mnie chłopak, lekko dotyka mojego ramienia i pyta: "Czy mogę w czymś pomóc"?"Yyyyy.. zaraz zaraz... ja skądś Ciebie znam" - pomyślałam w duchu. Tak! To przystojny blondyn z mojej szkoły, a dokładnie ze szkoły podstawowej. Pamiętam jak wszytskie koleżanki do niego wzdychały, z wyjątkiem mnie -t wardej i opanowanej, która stwierdziła, że nie ma u niego szans. Zawsze byłam nieśmiała, zawsze krytykowałam siebie, a w moim wnętrzu rozwijała się opinia, że z moim szczęściem nigdy nie trafię na wymarzonego faceta.
- " Nie, nie dam sobie radę" - zaczęłam udawać twardą.
-" Ale ja z chęcią pomogę. Mam samochód na następnej ulicy. Mogę Cię podwieźć, gdzie tylko chcesz".
Zawstydzona, zgodziłam się. "W taką pogodę, zdezorientowana, wróce do domu pewnie za dwa dni, włócząc się po tym mieście" - pomyślałam. Wsiedliśmy do samochodu. Na początku panowała cisza, a ja o mały włos nie pękłam ze śmiechu - z jednej strony ze stresu i wrażenia przy takiej osobie, a po drugie przez myśl, że my, ludzie z jednej okolicy, nie zwróciwszy na siebie nigdy uwagi, spotykamy się po tylu latach i to w środku Warszawy! Okazało się, że Cezary studiował w Warszawie zaocznie i znał ją bardzo dobrze. Kiedy zobaczył znajomą twarz, nie mógł się powstrzymać od nieudzielenia pomocy. Tak się złożyło, że ten przystojny, niebieskooki blondyn również wracał do domu, do naszej rodzinnej miejscowości. Mieszkaliśmy tak blisko siebie, ale nie wiedzieliśmy o sobie nic! Cezary zaprosił mnie przed powrotem na kawę, gdzie miło upłynął nam czas na rozmowie. Chyba nie muszę pisać, jak się skończyła nasza przygoda?
Jesteśmy już ze sobą 3 lata, a nasz związek kwitnie miłością i szczęściem ;)) Cezary jest naprawdę pomocnym, pracowitym i zaradnym mężczyzną, pełnym czułości, romantyzmu i zarazem rozsądku oraz odpowiedzialności.
Chętnie wracamy do wspomnień o naszym pierwszym spotkaniu. Lepszej partii na życie nie mogłam sobie wymarzyć! ;)
napisał/a: ~OlkaG87 2011-05-08 11:10
Pierwsze spotkanie z moim mężem?...
***
Roztrzepane chucherko w okularach stoi zagubione na wielkim, szkolnym holu. Ma 6 lat i dopiero co zaczęła swoja szkolną przygodę. Na pewno zabawnie wygląda z tymi mysimi ogonkami i rozbieganym z wrażenia spojrzeniem...
Nagle rozlega się dzwonek i z klas niczym stado koni wybiegają dzieciaki i ... starszaki...
- Boże, jacy oni wielcy! - myśli dziewczynka, czując się w tłumie młodzieży ze starszych klas niczym krasnoludek...
Wśród wielu twarzy dostrzega jedną, która szczególnie przykuwa jej uwagę... Duże, brązowe oczy i dołki w policzkach... Jej małe serduszko zadrżało, a ten chłopak wyrył się w nim na dobre...
Później dowiedziała się od starszej koleżanki, że to jest Grzegorz. A jeszcze później ten brązowooki ideał zaczął być częstym gościem w...jej domu - zaprzyjaźnił się bowiem z jej starszym bratem.
Mimo wielu życiowych zawirowań i burz ich drogi ciągle się ze sobą splatały, aż pewnego pięknego, lipcowego dnia splotły się na dobre - przed ołtarzem.
***
Tak właśnie poznałam moją Miłość...