Konkurs - Historia rodzinna

Redakcja
napisał/a: Redakcja 2010-09-08 12:21
W każdej rodzinie są opowiadane niesłychane historie, które przydarzyły się naszym przodkom i teraz są przekazywane z pokolenia na pokolenia. Podziel się z nami historią, którą i ty niedługo opowiesz swojemu dziecku. Zamieść ją w odpowiednim wątku konkursowym. Przyłącz się do naszej zabawy! W konkursie możesz wygrać jedną z 3 gier "Mali Powstańcy" dla dziecka.

Konkurs zakończony.

Nagrody otrzymują:
justimic
ewelka21
Inta

Gratulujemy!

Przed przystąpieniem do konkursu zapoznaj się z regulaminem>>>

Nagrody to 3 gry "Mali Powstańcy"

napisał/a: infinity1 2010-09-08 13:34
Wszyscy wiemy, że najlepsze historie, to nie tylko te, które wychodzą spod pióra wprawnych pisarzy, ale także i te pisane przez życie. Historii dla mojego wnuczka szukam więc w rodzinnych wspomnieniach. Oto jedna z nich:

Tytuł: "Jeśli nie chcesz mojej zguby, złotą rybkę kup mi luby…"

Ta historia miała miejsce, gdy Twoja babcia (czyli moja żona, czyli mama Twojego tatusia) miała urodzić Twojego tatusia, czyli mojego syna :) No dobrze… dalej będzie to już mniej skomplikowane. Wtedy ja, jako przykładny mąż i przyszły tata ;) już na samym początku ciąży uzbroiłem się w mega-cierpliwość i postanowiłem spełniać każdą zachciankę mojej żony...
I tak to pewnego dnia usłyszałem życzenie żony:
- „Chcę rybkę”.
- „Yyy… jaką rybkę?” – spytałem nie rozumiejąc zbytnio żony.
- „E… złotą!” – odpowiedziała Twoja babcia, czyli moja żona, mocno już zniecierpliwiona. Nie chcąc jej denerwować niepotrzebnie, złapałem kluczyki do auta i pojechałem do jedynego w naszym mieście sklepu zoologicznego, nie zauważając nawet, że to „złotą” miało jakiś taki ironiczny wydźwięk. Pospiesznie kupiłem złotą welonkę (wtedy tylko takie rybki były w sklepie - ale dobre i to), a gdy sprzedawca pakował mi moją zdobycz do foliowego worka z wodą, ja w myślach próbowałem sobie przypomnieć, gdzie schowaliśmy akwarium po naszej ostatniej nieudanej hodowli rybek. Zadowolony z zakupu wróciłem do domu.
- „Kochanie mam rybkę” – zakomunikowałem zwycięsko już w przedpokoju.
- „A wiesz, co… bo mi już przeszła ochota na tę makrelę” Zawołała do mnie moja małżonka z pokoju.
- „Makrelę?” – spytałem z niedowierzaniem i dopiero wtedy pojąłem, że żona chciała wędzoną "złotą" makrelę.

Śmiech żony na widok mnie trzymającego w ręce worek foliowy ze złotą welonką, pamiętałem jeszcze długo…



Tekst zgłosiłem także do zakończonego już konkursu OreaSposa. Jako autor tekstu pierwotnego dokonałem pewnych modyfikacji. Oba teksty stanowią moją własność intelektualną.
April211
napisał/a: April211 2010-09-09 20:30
supper tekscik;p
justimic
napisał/a: justimic 2010-09-10 09:00
Jedna z historii rodzinnych dotyczy mnie i mojego ojca. Teraz jak ją opowiadamy to się z niej śmiejemy ale ponad 30 lat tamu tacie wcale nie było do śmiechu;)

Mój tato jako ojciec trojga dzieci był bardzo zapracowany. Mama też pracowała od poniedziałku do soboty, więc niedziela była rodzinnym świętem. Wszyscy razem w domu. Tata zabierał dzieci na spacer, by mama w tym czasie mogła ugotować obiad i obgarnąć cały dom. Często tata gotował a wtedy mama zabierała nas do kościoła na mszę dla dzieci.
Tego dnia mama wyprawiła mnie razem z tatą na spacer i do pobliskiego sklepu (jedyny otwarty w tamtych czasach w niedzielę, oczywiście od zaplecza). Był jeden z pięknych wiosennych dni, miałam wtedy niespełna miesiąc i smacznie spałam w gondoli wózka. Tata poszedł ze mną do pobliskiego lasu a w drodze powrotnej do sklepu. Wózek postawił przed wejściem głównym a sam poleciał od zaplecza po zakupy. Mama właśnie kończyła kleić kluski, gdy tata wrócił do domu. Ponieważ mieszkaliśmy na parterze w domu z zamykanym podwórzem, więc wózek często zostawał na dworze pod oknem. Tata zjadł rosół, włączył telewizor i właśnie mama zaczynała nakładać drugie danie, gdy zapytała, czy nadal śpię a wtedy ojciec zrobił się blady jak ściana i wystrzelił z domu jak z procy. Pobiegł w samych kapciach, spodniach i rozpiętej koszuli. A ja wciąż smacznie spałam w gondoli wózka pozostawionej przez ojca pod sklepem! Po powrocie do domu tata z przerażeniem ale też ogromną ulgą przyznał się mamie, że mnie zapomniał...

Często zastanawiamy się, czy w dzisiejszych czasach nadal stałabym pod tym sklepem, czy też nie. Czasy bardzo się zmieniły ale dobrzy, bezinteresowni i pomocni ludzie wciąż są wśród nas i to jest najważniejsze.
napisał/a: jaga12Xj1 2010-09-10 19:42
U Mnie Historia Jest Nie Cieka Ponieważ Moja Mama W Wieku 10 Lat Została Sam I Wychowywała Ją Ciocia Nie Miała Wesołego Dzieciństwa I Dlatego Tą Historie Opowiadam Dzieciom żeby Szanowali To Co Mają
April211
napisał/a: April211 2010-09-10 23:08
Historia ta dotyczy mojego pradziadka . Który dał się zapamiętać całej rodzince oraz wszystkim mieszkańcom pobliskich miejscowości.

Kiedyś to że pociąg stawał w małej miejscowości było wielkim wydarzeniem dla całej wsi mimo iż miał ja na trasie pociągi zatrzymywały się tylko w większych miastach lecz tym razem było inaczej i wszyscy gdy się dowiedzieli że ma się zatrzymać pociąg myśleli że przyjeżdża jakaś ważna osoba wójt zarządził zebranie ludzi na stacji zamówili orkiestrę wystroiła się cała wieś i czekali na stacji na ten ważny pociąg gdy już pociąg się zjawił i wysiadł z niego mój pradziadek ostro wstawiony nie mogli uwierzyć tacy byli zdumieni i nie wiedzieli co mają zrobić a pradziadziuś nie bardzo zdając sobie sprawę z powagi sytuacji pomaszerował do domu zadowolony że nie ma daleko i że konduktor z którym wypił flaszeczkę załatwił mu przystanek pod domem .
Cikitusia
napisał/a: Cikitusia 2010-09-10 23:38
Tą historię słyszałam milion razy. Opowiadał mi ją Dziadek.
Jakieś 60 lat temu, a może i nawet więcej ludzie na wsiach wierzyli w wróżby i inne czary. W wiosce mojego dziadka była taka "wróżka", która za paczkę papierosów "Sportów" wróżyła innym z kart. Jednym wróżby się spełniały, innym nie. Jednak mojemu Dziadkowi ta wróżka, wróżka kilkakrotnie i za każdym razem z kart wychodziła ta sama przepowiednia. Jak się po latach okazało, wszystko co powiedziała wróżka się sprawdziło. I pewnie wyda się wam to nieprawdopodobne i nierealne, jak karty mogły to przewidzieć, ale ja oddałabym wszystko za taką wróżbę.
napisał/a: ~wiewiorczak 2010-09-11 14:19
życie niesie prawdziwe historie i to ciagnie się kilka lat,wszyscy u nas to opwiadają i śmieją się do dzisiaj ,tzw ,hisoria wychodka drewnianego czyli tzw,kibelka,Jeszcze jak byłam mała wszyscy mieszkalismy z całą rodzina na wsi a były to czasy biedy,gospodarstwo,kury ,świnie w oborze to na porzadku dziennym ,a że w ,,lałbie' nie mieliśmy tzw toalety ,czyli WC ,wzimę to była masakra ,kazdy musiał wychodzic do drewnianego wychodka na przeciwko w domu az się niechciało ,bry zima ,a że ja poszłam w nocy do tego wychodka z potrzebą a usiadłam ,zimno jak niewiem co nagle łysze jakiś trzask łamanych desek myśle moze snieg gdzies zleciał z drzewa a tu nagle wlatuję do tych ,,gówi.." boże myslałam ,że się utopię zimno ,smród krzycze ,beczę żeby mnie ktos z tamtąd wyciagnął rea ze krwi cała ,rozwaliła mi sie o deskę ,anadle wszyscy wylatuja z domu niewiedza co się dziej,brat podaje mi drabine i wychodze ,śmierdze jeszcze przez 2 dni ale przynajmniej uszłam z życiem ,gorzejby było jakby nikogo nie było w domu albo jaby nikt sie nie obudził to bym chyba jeszcze tam zamarała ,od tego czasu mamy piekną łazienkę ogrzewana i toaletę w domu aż wspominamy tamte czasy to do teraz się z tego wszystkiego smiejemy ,,historia wychodka".
napisał/a: pony1358 2010-09-14 17:06
Ta historia wydarzyła się 27 lat temu i na długi czas miała wpływ na życie mojej rodziny.
Mieszkaliśmy na wsi,były żniwa.Opiekowałam się wtedy z siostrą 10 lat młodszym ode mnie bratem,który dopiero nauczył się chodzić.
Rodzice pojechali sprzedać zboże,a my zostawiłyśmy malucha na klepisku w stodole ,a same poszłyśmy skakać z wysokiej belki prosto na przyczepę ze zbożem.
Nie wiem jak to się stało ,ale brat wspiął się na schody na strych i spadł z nich.Niestety wystawał tam gwóźdź i rozerwał mu usta.Do dziś ma dużą bliznę.
Tak się bałyśmy rodziców,bo sam widok brata był straszny ,ze zgoniłyśmy to na psa,takiego domowego,że niby go ugryzł.
Psa schowałyśmy w jeżynach ,żeby go tata nie znalazł i nie zbił.Nie pomogło.Dostał niesłusznie i od tej pory w naszym domu psów nie było.Tą tajemnicę utrzymałyśmy z siostrą bardzo długo .Już nasze dzieci były na świecie kiedy powiedziałyśmy jak to było naprawdę.Przez przypadek się wydało ,bo pytaliśmy czy nie chcą małego pieska,a tata mówi,że nigdy go nie będzie w tym domu.Byłyśmy zdziwione ,że to tak w nim tkwiło tyle lat(jakoś nikt nigdy tematu psa nie podejmował) i przyznałyśmy się do wszystkiego.4 lata temu dopiero pojawił się u nich piesek,a właściwie suczka ,bo do psów to mój tato sentymentu jednak nie ma
Kasjana
napisał/a: Kasjana 2010-09-14 22:15
Witam serdecznie;)

Dziś opowiem Wam moją historię z dzieciństwa;) Bardzo zabawną, gdyż byłam zabawnym dzieckiem;)

Ta historia zdarzyła się w Święta Wielkanocne w 1996 roku , gdy to miałam 5 lat.

Jak co roku moja mama zajmowała się przygotowaniami w domu, a ja razem ze starszą o 12 lat siostrą szłyśmy do Kościoła poświęcić potrawy.

Miałam pięknie ustrojony koszyczek!! Istne cudo;) Mama uszyła sama serwetkę a ja razem z siostrą ustroiłyśmy go.

Pierwszą gafą jaką zrobiłam w owe Święta było to, że podczas zbierania na tace wyjęłam z koszyczka Księdza kopertę i jeszcze podziękowałam;)

Druga gafa to, że zaczęłam głośno krzyczeć na Księdza w Kościele , że on wcale nie poświęcił mojego koszyczka!! I domagałam się obfitego skropienia go wodą święconą.

Gdy już wracałyśmy z siostrą z Kościoła biegłam przed nią i przewróciłam się wyrzucając całą zawartość na piasek.

Gdy mama to zobaczyła ręce jej opadły...

Całe szczęście całą sytuację uratowała siostra, która myła jedzenie - ja oczywiście nie ruszyłam tego jedzenie ponieważ wg. mnie siostra zmyła całą wodę święconą!! )
Kasjana
napisał/a: Kasjana 2010-09-14 22:19


I jeszcze jedna moja historia;)
Również z dzieciństwa.

Jako, że moja siostra miała 12 lat, gdy się urodziłam większość obowiązków wychowawczych spadła na nią. Musiała zabierać mnie na spacery, nie mogła chodzić na dyskoteki i zabawy.

Gdy miałam jakieś 3-4 latka zabrała mnie na spacer i wylądowałyśmy przed domem jej koleżanki. Dziewczyny tak się rozgadały, że pomimo moich próśb o "siu siu" odpowiadały "już , zaraz!"

Zirytowana tym faktem stanęłam na środku drogi , stanęłam w rozkroku i krzycząc "Siiiiiikaaaaammmmm!!" zesiusiałam się zostawiając pod sobą mokrą plamę!!
Siostrze było tak wstyd, że od tego czasu nie zabierała mnie na spacery, a dziś się z tego śmiejemy :) :)

Kasjana
napisał/a: Kasjana 2010-09-14 22:28
Opowiem jeszcze jedną historię.

Chłopak mojej siostry gdy miał parę lat został wysłany do sklepu po po ogórki kwaszone.

Dumnie poszedł do sklepu z pieniążkami w ręce i poprosił o ogórki...

Pani mu na to, że nei mówi się "ogórki kwaszone" lecz "kiszone" , On odpowiedział jej
" łeee takich to ja nie chce" i wyszedł ze sklepu;)