Konkurs "Twoje piękne usta"

napisał/a: Redakcja2 2009-05-28 13:59
Konkurs rozwiązany!

Oo lista laureatów konkursu Twoje piękne usta:

Zniżki na zabieg wygrywają:
1. ColorWoman
2. dreams
3. laciata86
4. ajulitka
5. zdesperowana21
6. janinamatus
7. jahathor
8. radosna_wiosna
9. ajkiss
10. anitan222

Kosmetyki wygrywają:
1. Milka18
2. biala1205
3. trzpiot
4. mandarine
5. xmagda

Duże, wyraziste, zmysłowe. Od kilku sezonów właśnie takie usta są na topie. Ty też możesz stać się ich posiadaczką.
To bardzo proste i bezpieczne.
Weź udział w naszym konkursie Twoje piękne usta i wygraj specjalną zniżkę 80 % !!! na zabieg powiększenia ust produktami Princess Filler. 
Bądź piękna dla siebie. 


Zadanie konkursowe:
Napisz krótkie opowiadanie, które zaczyna się od słów… „Namiętne usta…”

Konkurs trwa od 28.05 do 26.06.2009 r.

Nagrodą główną w konkursie jest 10 zniżek 80% na zabieg powiększenia ust produktami Princess Filler.

Wartość zabiegu to 2500 zł - 80% - Twoje piękne usta za jedyne 500 zł.

Nagrody dodatkowe to 5 zestawów po 500 zł każdy (2 produkty Skin Plan).


Regulamin konkursu dostępny na stronie www.medycynaestetyczna.polki.pl
napisał/a: ColorWomen 2009-05-28 17:30
Namiętne usta , powalające swym wyglądem -to coś o czym marzyła żaba Matylda.Co dzień rano przeglądała się w lustrze z nadzieją ,że coś odmieni jej los.
Pewnej soboty kumkała przy pobliskiej sadzawce i ujrzała ogłoszenie:
[CENTER]Zachowaj swą młodość na zawsze!
Twój fotograf Borsuk zaprasza:
piątki , soboty i niedziele
o godzinie 15
[/CENTER]

Matylda po chwili namysłu i zjedzeniu paru muszek po kumkała do Borsuka.
Ujrzała tam wielkie światła ,błyski a i sam fotograf był miły.
Gdy nadeszła pora żaby aby zasiąść na krześle Borsuk zadał pytanie:
-jakie zdjęcie sobie Pani życzy , retro a może portretowe?
Matylda nie znała się na zdjęciach więc odpowiedziała:
-po proszę ładne zdjęcie


Fotograf ustawił aparat i rzekł:
-proszę powiedzieć konfitura
jeden błysk i po wszystkim.Matylda nie mogła uwierzyć własnym oczom ,jej usta były pełne , kuszące i namiętne o czym zawsze marzyła.
Podziękowała Borsukowi i po kumkała do domu.

Od tamtej soboty żaba stała się towarzyska ,uśmiechnięta a jej usta wciąż powtarzały konfitura ,konfitura.
A nie długo potem dzieliła się ustami z Tadkiem,pobliską ropuchą.
napisał/a: myszata7 2009-05-28 20:52
Namiętne usta tancerki flamenco hipnotyzowały go do tego stopnia, że przestał słyszeć i widzieć cokolwiek innego. Znaczące spojrzenia znajomych i kwaśna mina jego dziewczyny nie miały już żadnego znaczenia. Widział tylko ją, zatopioną w tańcu i jej elektryzujące krwiście czerwone wargi, o których, wiedział to już na pewno, nie będzie umiał nigdy zapomnieć. Gdy impreza miała się ku końcowi, nagle podeszła do niego i patrząc prosto w oczy powiedziała kilka słów. Pomimo, że doskonale znał hiszpański nie potrafił ich zrozumieć co ostatecznie zburzyło jego spokój. Od tamtej pory jego życie przestało być pełne, a może nigdy nie było tylko on sobie tego nie uświadamiał. Pracował, spotykał się ze znajomymi, robił zakupy, płacił rachunki lecz nic nie było już takie jak przedtem. Chyba nawet nie zauważył kiedy odeszła od niego Małgośka. Przez jakiś czas chodził na wieczory flamenco wierząc naiwnie, że gdy oswoi magię tego tańca odnajdzie także lek na swoją dziwną melancholię. Każde wakacje spędzał w Hiszpanii licząc na cud. Miał nadzieję, że rozmowa z nią odkryje jej zwyczajność, a usta bez makijażu okażą się tylko jednymi z wielu. Minęło kilka lat, pogodził się z tęsknotą nazywaną przez jego przyjaciół obsesją ale wciąż czekał na jakieś cudowne zrządzenie losu, które uwolniłoby go od jej obrazu. Gdy na jego ulicy pojawiły się plakaty reklamujące szkołę tańca Dolores, a na zdjęciu wygiętą w łuk z rozchylonymi ustami i ściągniętymi brwiami zobaczył swoją Lachesis, oniemiał. Na spotkanie nie musiał długo czekać, bez jednego słowa ryzykując awanturą i nie zważając na obecnych tam ludzi dotknął jej policzka i pocałował. Usta miała miękkie, ciepłe, pachnące kardamonem i karmelem, nie potrafił i nie chciał przestać. Zrobił tylko krótką przerwę by dowiedzieć się co w tedy do niego wyszeptała. Perfekcyjną polszczyzną, co wprawiło go w kompletne osłupienie, wyznała mu, że było to stare łemkowskie zaklęcie przekazywane od pokoleń przez kobiety w jej rodzinie. Dziewczyna bowiem, poza wielką miłością do splątanych rytmów, temperamentu i egzotycznej urody nic wspólnego z Hiszpanią nie miała. Pochodziła z Sanoka ale to już inna historia
napisał/a: monludki5 2009-05-30 14:10
Namiętne usta .. ach jakże cudnie całowały...
Spotkaliśmy się zupełnie przypadkiem..
Cała spłakana - zmartwiona zawalonym egzaminem - stałam pod przystankiem autobusowym w strugach deszczu.
Podszedł do mnie nagle pewien dojrzały Mężczyzna .. Wolę młodszych... ale ten był wyjątkowo przystojny..
Patrzył mi prosto w oczy.. przestałam płakać.. przyglądałam się tym jego namiętnym ustom.. Musiałam mieć dziwną minę, ale nie myślałam o tym.
Nagle przycisnął mnie do siebie i pocałował tak CIEPŁO i mocno, jak nikt nigdy wcześniej..
Nadjechał autobus.. Co z tego że mój.. osłupiała stałam i patrzyłam przed siebie a on wsiadł do niego szybko i odjechał..
Nigdy więcej go nie spotkałam a o tych namiętnych ustach śnię co noc..
napisał/a: dreams 2009-06-01 20:33
„Namiętne usta…” poczuł na swojej szyji. Na parkiecie było tłoczno, a plażę na której odbywała się impreza spowijał mrok. Szepnęła coś w obcym języku, mimo iż nie rozumiał natężenie głosu określało, co ta piękna młoda kobieta oczekuje od Niego. Poszli wzdłuż plaży i oboje przysłuchiwali się coraz głośniejszym uderzeniom fal i bladnącym dzwiękom gorącej kubańskiej muzyki. Gdy dotarli do uroczej przyhotelowej zatoczki spoczeli w koszu plażowym, gdzie ponownie mógł poczuć jej namiętne usta na sobie. Tak w wtuleni w siebie przygladali się głębi morza i zmiennym barwom nieba. Oboje zachwyceni czerpali przyjemność z wspólnego podziwiania zmiennego obrazu natury. Rankiem, gdy sie obudził był sam, nie wiedział czy to co zdarzyło się zeszłego wieczoru to prawda czy tylko złudzenie napędzane odwiedzeniem tak romantycznego miejsca i kilkoma ostrymi drinkami. Mimo poszukiwań nie znalazł śladu tej młodej kobiety na wyspie, lecz pozostała ona najbardziej realnym wspomnieniem tego wyjazdu.
napisał/a: aczp 2009-06-02 13:05
Namiętne usta powoli zbliżały się do jej ust...Przez myśli, jak stado ptaków, przeleciały wspomnienia z ich pierwszego spotkania. Mala spelunka w studenckim akademiku, zwana szumnie "Rewolucją", on, siedzący z kolegami przy stoliku...Nietrudno go było zauważyć. Wysoki, przystojny brunet, z burzą włosów na głowie i niebieskimi oczami. Zawsze myslała, ze lubi tych z brązwowymi, takie miał jej pierwszy chłopak w zerówce . Jak widać gusta się zmieniają "na starość". Nawet nie wie, jak to się stało ,ze zaczeli rozmawiać. Gdyby nie koleżanka, ta odważna, na pewno nie podeszłaby do stolika, przy którm siedział, bo jak zwykle brakowałoby jej odwagi...Nie wie nawet, jak to się stało, że później poszli wszyscy razem na dyskotekę. Tańczyli wszyscy razem, było głośno, duszno i czuć było dym papierosowy, którego nienawidziła...Ale nie narzekała...Zresztą, niegdy nie narzekała...Wydawało jej się, że na nią patrzył, usmiechał się, ale koleżanka, ta odważna, powiedziała po powrocie do pokoju, ze chyba to własnie ona wpadła w oczy "temu czarnemu"...Bańka prysnęła...Jasne, przecież tamta jest odważna, lubi piwo, potrafi zapalić papieroska w towarzystwie i ma odlotowe ciuchy...Jest ładna...Ona też była ładna, ale zupełnie innnego pokroju, o innym charakterze...Bo ona wiedziała, ze gdzieś jest jej przeznaczenie, ten jedyny...tylko dlaczego do tej pory się nie ujawnił.
Ale "Czarny" wrócił nastepnego wieczoru do Rewolucji, w której ona czekała na niego, jak na zbawienie, chociaż za Boga by się do tego przed nikim nie przyznała...I co dziwne, to właśnie jej zaproponował wyjazd nad morze...Pospacerują sobie, sprawdzą, czy morze się już nagrzało...chociaż to dopiero czerwiec był...Pojechali...Ona w pożyczonej od koleżanki bluzce, z mnóstwem małych guziczków, bo sama nie miała nic odpowiedniego na randkę, bo przecież była to randka...Trzymali się za ręce, a ona nazywała muszle, które on podnosił z piasku...Potem siedli obok siebie...Do dzisiaj pamięta jego spojrzenie...Włożył rękę w jej włosy, przyciągnął jej głowę do siebie i jego namiętne usta spoczęły na jej ustach...Powoli osunęli się na ciepły piasek...Pomyślała, że przecież dokoła są ludzie i zaraz potem, że i tak nikt jej tu nie zna...Zaczał rozpinać guziki jej bluzki, ale była szybsza i zaraz je zapinała...Dał za wygraną...Potem nie wiadomo jak, znalazła się na nim...Jego ręce gładzące delikatnie jej plecy, jej ręce głaszczące jego włosy, usta połączone w pocałunku...Chwilo trwaj!...A potem szybki zwrot akcji, on wkłada dłonie w jej spodnie, ona chce je wyciągnąć swoimi dłońmi, robi szybki ruch do tyłu, piasek, na który leżą wzbija się w powietrze i opada prosto w jego oczy ...Romantyzm umarł śmiercią piaskową...

Ale chyba nie było źle, bo 4 lata później zostali małżeństwem...

Gdybym była brana pod uwagę, jako laureatka, to nieśmiało proszę o kosmetyki, bo M. zaznaczył: "Żadnego powiększania ani zmniejszania "...a ja posłuszna żona jestem
napisał/a: ajulitka 2009-06-02 17:08
Namiętne usta, które jeszcze niedawno błądziły po jego ciele, szukając wytchnienia w otchłani miłosnej rozkoszy, bladły powoli. Czerwień blakła z każdą chwilą, wargi stawały się coraz zimniejsze... Gdyby nie to, zdawałoby się, że dziewczyna zasnęła: jej twarz pełna spokoju, jakiegoś niedającego się określić piękna i harmonii, stała się twarzą zastygłego anioła, śpiącej księżniczki z odległych, egzotycznych krain. Biel jej cery wyraźnie odcinała się na tle purpurowego od krwi dywanu, który zdawał się zlewać w równą całość z czerwienią kwiatów na jej sukience. I choć rozum podpowiadał mu, żeby jak najszybciej opuścić miejsce zbrodni, ukląkł obok ciała dziewczyny i jak w hipnotycznym transie, nie mógł oderwać od niej wzroku.
Była jak doskonałe dzieło sztuki, niczym rzeźba powstała spod dłuta antycznego artysty.
Alabastrowa cera jeszcze bardziej podkreślała jej piękno. Wachlarz pełnych, pogrubionych lekko mascarą rzęs, zdawał się otulać swym ciepłem, zamknięte oczy. Lekko zadarty nosek, muśnięty pierwszym słońcem, dodawał jej twarzy dziewczęcego uroku. Ciemne loki w nieładzie zdawały się podkreślać jej energiczną naturę, teraz uśpioną, zatrzymaną w czasie.
Spojrzał raz jeszcze na jej pełne wargi, teraz już pobladłe niemal zupełnie, a przed oczyma stanął mu obraz tamtego wieczoru.
Gwałtownie poderwał się do góry, splunął na ciało dziewczyny i krzyknął:
- I gdzie teraz twój książę z bajki? No gdzie?? Oddałem ci wszystko! Ufałem, a ty jak suka poleciałaś za nim! Sama wlazłaś mu do łóżka?? Jesteś moja, nikt nie ma do ciebie prawa, rozumiesz!? Nikt!!
Namiętne usta, które tak niedawno błądziły po jego ciele, szukając wytchnienia w otchłani miłosnej rozkoszy, milczały...
napisał/a: Broszka25 2009-06-02 20:35
Namiętne usta nieznajomego muskały jej szyję bez opamiętania.Poczuła się jak w niebie,nie wierząc ze może być aż tak cudownie.Jedyna myśl biegnąca przez jej rozpalony umysł mówiła"Jesteś cudowny".
Pragneła poczuć go w sobie w tamtej właśnie chwili lecz nagle stało się coś czego się nie spodziewała.Puścił ją i odszedł w dal nie odwracając się za siebie.
Nie mogła na to pozwolić!Rzuciła się za nim biegiem i znow padli sobie w objęcia,całując się namiętnie i gorąco...to było to czego potrzebowała,to był człowiek ktorego potrzebowała...pokochała go a on pokochał ją.Stali tak przez wiele godzin wpatrzeni w siebie nie zwarzając na padający ulewnie deszcz.Nie widząc wokół nic i nikogo.Kochali się i czuli się z szczęsliwi i spełnieni.Odnaleźli siebie...odnaleźli szczęście
laciata86
napisał/a: laciata86 2009-06-03 13:03
Namiętne usta a twoje przywarły do moich, i tak trwaliśmy w naszym pierwszym pocałunku, a po nim. Moja głowa opadła na piersi. Usta zwarły się,policzki poczerwieniały. Powieki pogrzebały moje wstydliwe oczy. Nagle wziąłeś mnie w ramiona, przytuliłeś. To był nasz pierwszy pocałunek. Skąpana od pieszczot, wilgotna od pocałunków zatapiam się bez reszty, rozpływam w morzu doznań... Każdy pocałunek muśnięcie ciepłych warg, te wszystkie czułe gesty sprawiają,że rozumiem cię bez słów... Nasze ciała gdy przemawiają porozumiewają się wzrokiem, szeptem. Złączeni w miłosnym uścisku. Karmisz mnie swoją czułością. Zasłaniasz mi usta pocałunkiem. Ja dotykam klamki do nieba bram... jestem szczęśliwa-kocham i jestem kochana!!!
napisał/a: zdesperowana21 2009-06-03 13:14
Namiętne usta i odważny wzrok złej kobiety raz po raz doprowadzały do obłędu coraz to większą liczbę mężczyzn.
Wszyscy szaleli na jej punkcie: od biznesmenów po budowlańców.
Wariowali gdy do nich mówiła.
Wpadali i wir ogłupienia gdy zaczynała ich całować.Chcieli tego.Pragnęli jej, jej ust, oczu, piersi, dłoni...
Byli bezradni.Tym ustom nikt nie mógł się oprzeć.
Ona to wiedziała.Każdą rzecz jaką chciała zdobyć załatwiały za nią jej piękne, pełne, nasycone kolorem usta.
Ta dobra passa trwała latami.Miała wszystko czego chciała...poza miłością.Pomimo licznych romansów nie zaznała miłości.
Aż do chwili gdy na jej drodze stanął Jan.
Jej usta nie robiły na nim wrażenia.Były co prawda piękne lecz jego interesowała jej osobowość.Słyszał o niej że jest zła,że wykorzystuje mężczyzn i jest bardzo sprytna lecz postanowił sam spróbować ją poznać.
W końcu szczęście mu dopisało.Ana zgodziła się spotkać z Janem.Zrobiła to dla świętego spokoju gdyż ilość kwiatów i zaproszeń które od niego dostawała mdliła ją.
Spotkanie miało wg.Any przebiegać jak zwykle:Siliła się jak mogła by utonął jak inni w jej ustach.Chciała go wykorzystać i rzucić.Na nic jednak jej starania.Jan był odporny na jej kokieterię.Czuł bijącą od niej obłudę.
Odpuścił więc chęć poznania jej gdyż uznał ją za próżną osobę, nie mającą ambicji i nie wartą poświęcania dla niej czasu..
Ich drogi się rozeszły.
Gdy w dzień po rozstaniu z Janem Ana zbudziła się samotna jak zwykle we własnym łóżku wpadła w panikę,była zaskoczona i rozgniewana
"NIE MA GO!"-krzyczała.
"DRAŃ NIE POZNAŁ SIĘ NA MOIM PIĘKNIE!ODSZEDŁ!"
postanowiła go odnaleźć i zemścić się.
w kilka dni później zadzwoniła do niego.Umówili się na spotkanie.
Rozmawiali kilka godzin.
Po tym czasie dopiero ta zimna, wyrachowana, zapatrzona w siebie dama, zorientowała się,że przecież ani razu nie próbowała podczas spotkania go kokietować.Ani razu nie ułożyła ust w wymowny sposób, ani razu też nie oblizała ich znacząco...
speszyła się.Wyczuł to Jan i ujął jej rękę.Powiedział przy tym,że jeszcze nigdy nie spędził z nikim tak miło czasu.Powiedział że podziwia jej otwartość i szczerość.
Ana zrozumiała:NIE PIĘKNO ZEWNĘTRZNE LICZY SIĘ NAJBARDZIEJ, A PIĘKNO KTÓRE MAMY WEWNĄTRZ.TAKIE PRAWDZIWE I NIE KŁAMANE.
Jan jeszcze dużo czasu spędził u boku Any ucząc jej podstaw zdrowego egzystowania wśród ludzi.Ana musiała wyzbyć się tego czym żyła całe życie:kokietowania.
Nie żeby on jej kazała to ona poczuła,że tak trzeba, że chce się w całości oddać Janowi i aby on był przy niej szczęśliwy tak jak była przy nim ona.Jan w dniu zaręczyn z Aną oznajmił:Twoje usta widziałem od początku, jednak ich smak mnie nie interesował dopóki były kłamliwe.Dziś jesteś prawdziwa i kocham twoje usta tak jak całą resztę ciebie.
Pobrali się.Pełne i namiętne usta należały teraz tylko do Jana...
Ana podczas wesela szepnęła jeszcze Janowi do ucha:Jesteś moim aniołem,Ty, dla którego liczyło się poznanie mnie a nie smaku moich ust.
napisał/a: leoniu 2009-06-13 10:01
Namiętne usta, które jeszcze w zeszłą środę darły się na cały blok, że jeśli nie zostawi żony, to ona sama do niej pójdzie i wszystko powie, leżały - w towarzystwie reszty ciała - na stole sekcyjnym. Zdecydowanie nie były już tak namiętne, ich karmin ustąpił miejsca zieleni przechodzącej w granat.
Nad stołem dwaj technicy wspominali wczorajszą imprezę, zawzięcie kłócąc się o umiejscowienie pieprzyka na plecach Baśki, tej od daktyloskopii.
- Przy prawej łopatce - mruknął do siebie kapitan, i wrócił do rozmyślań.
Nie da się ukryć, że zwłoki leżące na stole daleko upraszczały jego sytuację życiową. Rozwodzić się - mimo nacisku małej - absolutnie nie miał zamiaru, a awantur uczuciowych unikał jak ognia.
Ciepło pomyślał o kimś, kto ułatwił mu życie i powodowany czysto ludzkim uczuciem wdzięczności postanowił, że tym razem sprawę poszukiwania mordercy potraktuje ulgowo.

ps. Gdyby komuś to opowiadanie się spodobało to proszę tylko i wyłącznie o wyróżnienie. Zdecydowanie lubię moje usta takie, jakimi są :)
napisał/a: anitan222 2009-06-13 14:12
Namiętne usta niezwykle przystojnego mężczyzny muskały delikatnie moją szyję…i wtedy się obudziłam. Za oknem był niezwykle pochmurny i deszczowy poranek, który nie zachęcał do wynurzenia się z zakamarków ciepłego mieszkanka na poddaszu, które, mimo iż przeciekało tu i ówdzie, to jednak w miarę utrzymywało ciepło w swoich zarysach. Niestety ważny list, który miał już nie wiele czasu na dojście do adresata, musiał być dzisiaj wysłany i odwlekanie odwiedzin na poczcie nie było wskazane.
Ubrałam się w kożuszek, który mój tata przywiózł mi z jednej ze swoich dalekich wypraw morskich, założyłam szalik, który kilka dni temu skończyłam robić na drutach i tak przygotowana do stawienia czoła zimnemu światu, chwyciwszy szaroburą parasolkę, odważyłam się wyjrzeć za drzwi od klatki schodowej. „Nie ma innego wyjścia” – pomyślałam i szybkim krokiem, osłaniając się od spadających z sinawego nieba kropelek deszczu ze śniegiem, ruszyłam na najbliższy przystanek autobusowy.
„Jeśli pani na 91, to dopiero, co odjechał” – starsza pani stojąca nieopodal rozkładu jazdy rzekła na przywitanie. „Dziękuję” – odrzekłam i spojrzałam na zegarek. No tak, one nigdy nie jeżdżą według rozkładu. Przede mną było, co najmniej 20 minut czekania. Niby do Monte Cassino nie jest daleko. Piechotką jakieś 20 minut, ale w taką pogodę? Postanowiłam jednak poczekać cierpliwie skracając sobie oczekiwanie przyglądaniem się ludziom współtowarzyszącym mi. Starsza pani coś próbowała do mnie zagadywać a to o pogodzie, a to o stopniowo wzbierających na pobliskich cmentarzach tłumach ludzi, którzy powoli zaczynali przygotowywać groby na 1 listopada, ale ja nie miałam dzisiaj wyjątkowo ochoty na bezproduktywne rozmowy o niczym. Chciałam zawieźć list na pocztę i jak najszybciej wrócić do domu, by móc zanurzyć się z książką i gorącą herbatą w bujanym fotelu, który został mi w spadku po babci. A może jednak porobię na drutach? Do świąt zostało tak niewiele czasu, a tu sweter dla taty jeszcze nieskończony, nie mówiąc o serwetce, którą robię na szydełku dla mamy, a raczej, którą mam w planach zrobić.
Na przystanku zrobił się już duży ruch i wreszcie podjechał mój autobus. Ludzie zaczęli się tłoczyć przy wejściach, wpychali się na siłę nie dając, co poniektórym użytkownikom linii 91 wysiąść na przystanku, który był ich docelowym. Zamiast przeciskać się, by zając miejsce siedzące, jak to robili inni, postanowiłam zaczekać aż wszyscy ci, którzy chcą wysiąść wysiądą, a czekający na przystanku dostaną się do środka. I wtedy dostałam jakiegoś zamroczenia, cofnęłam się gwałtownie, ale on i tak kątem oka zauważył ten ruch. Wszyscy zapakowali się do nieogrzewanego wnętrza komunikacji miejskiej, drzwi się zamknęły i autobus odjechał, a ja nadal stałam pod szaroburą parasolką i zastanawiałam się, dlaczego aż tak bardzo mnie sparaliżowało. On po wyjściu z autobusu nie ruszył się również w żadną stronę, tylko stał dalej na przystanku, moknął i wpatrywał się we mnie pięknymi ciemnymi oczami. Pomyślałam: „ Czyż to nie jest tandetne? Jak z jakiegoś romansu?. I było jak z romansów, które namiętnie czytywałam do poduszki. Wiedziałam, że to było właśnie to. To owe TO, o którym marzy niejedna pensjonarka. Poczułam miłość od pierwszego wejrzenia. Czułam jak cała pąsowieję pod wpływem jego hipnotyzującego wzroku. A on nagle zaczął iść w moim kierunku, a ja stałam jak skamieniała i w myślach szukałam jakiegoś ratunku, zastanawiałam się nad drogą ucieczki, która pozwoliłaby mi uniknąć konfrontacji. Zabrakło mi jednak odwagi i wtedy z jego ust padło pytanie: „Dlaczego nie wsiadła pani do tego autobusu”. Panika wezbrała we mnie ze zdwojoną siłą. „Co ja mu mam teraz powiedzieć? Szybko myśl, myśl, no wymyśl coś sensownego, tylko żeby nie zrobić z siebie idiotki.”. „Mam atrament w torebce!” – wykrzyknęłam, a on spojrzał na mnie i widać było po wyrazie jego twarzy, że nie widzi żadnego związku między atramentem w torebce a moją rezygnacją z jedynego odjeżdżającego z tego przystanku autobusu. ”Mam atrament, a taki tłok w autobusie i bałam się, że w ścisku może mi się rozlać.” – dokończyłam moją bzdurną wymówkę, a on tylko się uśmiechnął ciepło i zapytał:” Jak ma pani na imię? Ja jestem Marian”. „Daniela” – odpowiedziałam, a z wrażenia aż zaschło mi w gardle. „Przepraszam Danielo, ale teraz już i tak jestem spóźniony, ale bardzo chciałbym się z panią spotkać. Czy możemy umówić się za dwa dni przy wejściu na molo?” – zapytał z takim spokojem w głosie i z taką pewnością jakby wiedział, że za żadne skarby nie odmówię. I miał rację. Właściwie to kiwnęłam tylko leciutko głową i wyartykułowałam z siebie kilka mało zrozumiałych dźwięków. „To za dwa dni przy molo. O 12 w południe. Już nie mogę się doczekać.” – rzekł jeszcze zmierzając już w sobie znanym tylko kierunku, a ja stałam głupia na tym deszczu i patrzyłam za nim i też nie mogłam się już doczekać. Jego usta były tak podobne do tych, które jeszcze czułam dziś rano, budząc się z pięknego snu.