Nie wiem od czego zacząć swoją historię...

napisał/a: wirtualnyXchXopiec 2009-05-01 21:55
Wątek przeniosłem z "Miłość po miłości" na prośbę usera barbarella7

Nigdy nikomu nie mówiłam co mnie spotkało. W swoim otoczeniu nie mam takiej osoby, której mogła bym tak zaufać, a czuję ogromną potrzebę wyrzucenia z siebie tego co noszę w sercu i duszy. Nie liczę na zrozumienie, bo zdaję sobie sprawę, że to co się stało jest złe, krzywdzące dla wielu osób, dla mnie również. Chcę się wygadać. A może znajdzie się osoba, która mnie zrozumie.
Zacznę od siebie. Jestem 35 letnią kobietą, wykształconą, niezależną finansowo, zaradną, na tzw. stanowisku i potwornie samotną. Pochodzę z rodziny gdzie ludzie są ze sobą bo nikt nie ma dokąd odejść. Wieczne kłótnie, awantury, brak jakiegokolwiek porozumienia i wzajemnego wsparcia. Moim najważniejszym celem w życiu była chęć wyrwania się z tego piekła. Usamodzielnienie się. Najpierw wynajęłam mieszkanie. Później kupiłam własne. Nie mając znikąd pomocy skoncentrowała się na pracy. Mogłam liczyć tylko na siebie. I tak ciągnęłam ten wózek. Sama. Cały czas sama. W między czasie straciłam pracę. Świat zawalił mi się na głowę. Zanim znalazłam nowa minął rok. Rok upokorzeń, depresji, samotności i ogromnych problemów finansowych. Poznałam kto wróg. Kto przyjaciel. Los szczęśliwie się do mnie uśmiechnął. Znalazłam wspaniałą, pasjonującą pracę. Byłam szczęśliwa. Na początku. Później zaczęły się problemy polegające na tym, że byłam nieakceptowana przez kierownictwo "starej daty". Zaczęło się polowanie na czarownice.
Szczęście/nieszczęście znalazła się jedna osoba która mnie wspierała, rozumiała, pomagała w rozwiązywaniu problemów zawodowych. Mężczyzna dużo starszy, żonaty. Mój przyjaciel.

Na początku naszej znajomości były rozmowy, rozmowy i jeszcze raz rozmowy. O wszystkim : pracy, polityce, muzyce, rodzinie Jego, mojej, problemach z jakimi się borykamy. Dodam, że w momencie kiedy się poznaliśmy mój ukochany od 5 lat na co dzień nie mieszkał z rodziną. Ze względu na miejsce pracy jeździł do domy tylko w weekendy.
Nasze rozmowy trwały ponad rok czasu. Poznawaliśmy siebie i oboje czuliśmy, że stajemy się sobie coraz bliżsi, ale żadne z nas nie miało odwagi by wykonać jakikolwiek ruch. Nie mówiliśmy o uczuciach, aż zdarzył się śmieszny wypadek, który spowodował, że oboje wyznaliśmy sobie miłość. Po roku z przyjaciół staliśmy się kochankami. I tak trwa to już piąty rok. Dodam, że żadne z nas nie zabiegało o drugiego, nie kokietowało, nie wystawiało sideł. Uczucie przeszło samo. Spadło na nas jak grom z jasnego nieba. Mój przyjaciel dawał mi miłość, wsparcie, zrozumienie, szanował mnie, adorował. Przy nim czułam się 100% kobietą. Kochana, uwielbiana, bezpieczna. Spotykaliśmy się codziennie w pracy i po pracy. Żyliśmy ze sobą jak normalna para. Wspólne popołudnia, kolacje, noce. Wspólne pomaganie sobie. Wspólne życie. Dziwiło mnie to, że nigdy nie było żadnych telefonów z domu. NIGDY!
Po około 6 m-cach zaczęłam próbować rozmawiać o przyszłości, pytać co dalej. Temat nie było podejmowany, wybuchały kłótnie. Tłumaczył mi, że to nie takie proste, że kocha mnie, ale ma 3 dzieci /dorosłe już/, czuje się za nie odpowiedzialny. Jednak podkreślał, że nie potrafi rozmawiać z żoną, że czuje się w domu jak mebel, że się mijają. Wierzyłam w to bo nigdy nie słyszałam żeby do niego dzwoniła, nigdy do niego nie przyjechała w odwiedziny. Nasz związek trwa 5 lat, oni od 10 lat nie mieszkają na co dzień razem. Z domu rodzinnego wyniosłam podobny obraz. Aczkolwiek mój przyjaciel nigdy źle nie wypowiadał się na temat żony, rodziny. Wiem, że o nich dbał.
Ja sama również nakłaniałam go wielokrotnie do rozmów z żoną, by wyjaśnili sobie tą cała sytuację, chciałam wiedzieć co się dzieje, co będzie ze mną.
Niestety mój ukochany nie podejmował rozmów z żoną ani ze mną na temat przyszłości.
Nie chciał zająć stanowiska. Dalej żyliśmy w trójkącie. Od poniedziałku do piątku ja i on. Sobota i niedziela on i żona. W niedzielę wieczorem był już u mnie. Święta ja spędzałam z rodzicami on z rodziną. Wakacje ja sama, on z rodziną. I tak minął następny rok. Wyjechałam na wakacje.

Wyjechałam na granicę. Byłam zmęczona tą sytuacją. Kochałam, ale serce krwawiło. Moje życie było jak amplituda. Od poniedziałku do piątku górka, weekend wielki dół. Na wakacje po raz pierwszy wyjechałam sama. Znajomi już wcześniej się urlopowali. Tak jak wcześniej wspominałam ciężko pracowałam na własne M więc wakacji praktycznie nigdy nie było.
Na wyjeździe poznałam chłopca. Miłego, wolnego cudzoziemca. Skończyło się na miłych rozmowach przy piwie, wymianie telefonów i powrocie do domu.
Wróciłam do ukochanego z nadzieją na lepsze jutro. Dalej próbowałam rozmawiać o przyszłości. Zaczęłam również rozmowy o dziecku. Ukochany ma dzieci z małżeństwa ja nie. Te rozmowy były trudne. Nie chciał podjąć żadnej decyzji, ani złożyć żadnej deklaracji. Wtedy dochodziło między nami do kłótni. Niestety nie byłam na tyle konsekwentna i silna by doprowadzić sprawy do końca. Godziliśmy się i było wspaniale.
Czułam, że mnie kocha. Jego pocałunki, pieszczoty były wspaniałe. Nasze noce były szalone. Poznał każdy centymetr mojego ciała. Akceptował je i wielbił. Potrafiliśmy się kochać 2-3 razy w ciągu jednego wieczoru, a jest miedzy nami 17 lat różnicy. W jego ramionach czułam się bezpieczna, rozumiał mnie. Śmialiśmy się, żartowali. Było cudownie.
W końcu doszliśmy do momentów kiedy po kolejnej kłótni na temat przyszłości w końcu powiedział, że kocha mnie, ale się nie rozwiedzie. Próbowałam zerwać tą znajomość. Kochałam go, ale bałam się, że mnie zostawi. Wróci do żony.Próbowałam odejść.Nie odbierałam jego telefonów. A on dzwonił, sms'ował, szukał mnie u moich rodziców, jeździł za mną. Było ciężko, ale próbowałam wytrwać w swoim postanowieniu. Przypomnę, że razem pracowaliśmy więc widzieliśmy się co dziennie. W pewnym momencie nasze życie zawodowe bardzo się zacieśniło. Mój ukochany został moim bezpośrednim przełożonym. W pracy zaczęły się plotki, atmosfera robiła się nie do zniesienia, ale pomagając sobie wzajemnie przeszliśmy przez to obronna ręką. Przy podejmowanych przeze mnie próbach odejścia zaczęły padać argumenty, że bez jego pomocy nie poradzę sobie w pracy.
Dalej dzwonił, sms'ował, zapewniał że kocha nad życie.
W między czasie otrzymałam zaproszenie na przyjazd wakacyjny do poznanego rok wcześniej cudzoziemca. Utrzymywaliśmy ze sobą koleżeński kontakt. Pojechałam z koleżanką. W tym czasie mój ukochany spędzał urlop z rodziną. Było sympatycznie. W sercu nosiłam swój sekret. Trudną nad życie miłość i próbowałam normalnie spędzać czas. Nigdy nie sadziłam, że ta wakacyjna znajomość może przerodzić się w coś więcej. Po powrocie do Polski okazało się, że mój kolega się we mnie zakochał.
Nie chcę was zanudzać, ale jestem dopiero w połowie mojej historii. W końcu to wszystko trwa już 5 lat.
Przyśpieszając kroku sprawy zaczęły wyglądać tak :
była zakochana w żonatym mężczyźnie, z wzajemnością, ale bez przyszłości
we mnie zakochał się cudzoziemiec, dzwonił, pisał.....
Zaczęłam się zastanawiać co mam robić. Nie wiedziałam. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam co mam robić!!!!!!!!!!!!!
Czekałam na cud. Olśnienie. Czułam się jak zapędzona w róg mysz.
W moim życiu pojawił się człowiek który mnie kocha, z którym mogłabym założyć rodzinę, który tak jak ja chce mieć dzieci. Ponownie podejmuję rozmowy z moim ukochanym o rozwodzie, przyszłości, dziecku. Chcę wykorzystać wszystkie możliwości. Rozmawiam. Nakłaniam go do rozmowy z żoną. Chcę podjąć dobrą decyzję ......

Ukochany nie składa żadnych deklaracji, nie rozmawia z żoną. Ja wspominam, że w moim życiu pojawił się pewnie mężczyzna, kolega, przyjaciel. On nie wie, że kocham żonatego mężczyznę. Próbuję to wszystko jakoś ułożyć. Nie krzywdząc nikogo, w miarę bezboleśnie.
Nie mogę dalej pisać. Odezwę się wieczorem.
Proszę o rozmowę
napisał/a: wirtualnyXchXopiec 2009-05-01 21:56
wirtualny.chłopiec
Member
Zarejestrowany: Apr 2009
Posty: 71


Trudno jest kochać jednocześnie dwie osoby. Właściwie zdradzasz jednego z drugim.
Rozterkę masz przez to, że chcesz być lojalna wobec mężczyzny, z którym masz silną więź emocjonalną - ale czy będziesz z nim tak szczęśliwa jak z tym młodszym?
A potem, jak się zdecydujesz - może Ci się sypnąć poczucie własnej wartości, gdy zostawisz jednego z nich.
Spójrz pragmatycznie(czyli czasem napiszę troche "z buta", ale to nie znaczy, że chciałem Cie zdołować):
1. najpierw emocjonalnie - którego wolisz? : za osobowość, zdolność do zachwytu, który lepiej wprawia Cie w stan uogólnionego szczęścia
2. jeśli jest to ten żonaty to zastanów się nad przeprowadzeniem ostatecznej dyskusji. Przygotowuj go do tej dyskusji przez powiedzmy 2tygodnie. Przypominaj o tej dyskusji. Czyli po prostu stwórz atmosferę, w której będzie mógł Ci odpowiedzieć: czy jest w stanie zaspokoić Twoje potrzeby(dzieci + mężczyzna na wyłączność)?? Jeśli on Cie kocha to będąc uczciwym - powie Ci wprost: czy jest w stanie zaspokoić Twoje potrzeby.
3. jeśli to młodszy chłopak to... pragmatycznie rzecz ujmując: on jest w stanie zaangażować się w Waszą relację na 1 000%, bo nie on ma żadnych dodatkowych zobowiązań. Ile lat będzie miał starszy mężczyzna gdy Ty będziesz miała 45lat? A ile Wasze dziecko wtedy?

Ktoś na tym wszytskim na pewno ucierpi - tego nie ominiesz... , popatrz: ....od obu tych facetów dostałabyś gwiazdkę z nieba - zastanów się nad korzyściami dla Ciebie.

Napiszę też cos co wyczytałem na jednym portalu popularnonaukowym - ale to może Ci się nie spodobać:
kobieta ma najlepsze komórki jajowe w wieku ok35lat, mężczyzna plemniki w wieku bardzo, bardzo świeżej dojrzałości, przed 30ką.
napisał/a: wirtualnyXchXopiec 2009-05-01 21:59
barbarella7
Junior Member
Zarejestrowany: Apr 2009
Posty: 11


Witaj Wirtualny Chłopiec

dziękuję, że odpowiedziałeś
z duszą na ramieniu przeczytałam Twoją wypowiedź,
bałam się komentarzy, ale musiałam to z siebie wyrzucić

wielokrotnie zadawałam sobie te pytania
obaj mężczyźni są starsi ode mnie, ukochany o 17 lat, przyjaciel o 12 lat
wierz mi lub nie ale jest mi bardzo ciężko w tej sytuacji

wiem, że ukochanego kocham za intelekt, poczucie humoru, wiedzę, podziwiam za osiągnięcia życiowe, potrafi okazywać mi uczucie, mogę na niego liczyć, ale jak twierdzi nie rozwiedzie się

przyjaciel jest dobrym uczciwym, człowiekiem, myśli o założeniu rodziny, kocha mnie i chce żebym z nim wyjechała za granicę a ja tego nie chcę

tak historia ma ciąg dalszy ......
o całej sytuacji dowiedział się mój przyjaciel oraz żona ukochanego
napisał/a: wirtualnyXchXopiec 2009-05-01 21:59
barbarella7
Junior Member
Zarejestrowany: Apr 2009
Posty: 11


barbarella7
Wirtualny,

gdzie jesteś?
napisał/a: wirtualnyXchXopiec 2009-05-01 22:00
wirtualny.chłopiec
Member
Zarejestrowany: Apr 2009
Posty: 71


Nie wiem jak się dowiedzieli, ale to dobrze - teraz zobaczysz co naprawdę możesz mieć. I więcej dowiesz się od nich o nich.
Będą zdecydowani - muszą. Świadomi konkurencji. Otrzymasz... łaś deklarację?
napisał/a: wirtualnyXchXopiec 2009-05-01 22:00
Frotka
Senior Member
Zarejestrowany: Jul 2008
Posty: 1 231


Czy powinnaś związać się z Cudzoziemcem nie wiem i myślę, że nikt Ci nie udzieli odpowiedzi na to pytanie. 12 lat różnicy to wg mnie nie jest szokująco dużo. Sama poczujesz czy to wlaśnie z nim chcesz być.

Jedno co mogę powiedzieć patrząc na Twoją historię z boku i na chłodno, to że Twój Ukochany raczej nie odejdzie od żony, o czym zresztą sam Ci mówił. Na dziecko z nim też raczej nie masz co liczyć. Widzisz jak on reaguje na Twoje próby rozmów o wspólnej przyszłości. On nie traktuje Ciebie jak partnerkę życiową z która można dzielić wspólne dni i razem się zestarzeć. Dla niego jesteś czymś w rodzaju powiewu świeżości. Przy Tobie czuje się męski, dowartościowany, ale to nie z Tobą pragnie Tworzyć rodzinę. On już ma rodzinę i nie chce niczego zmieniać.
Lepiej dla Ciebie by było, gdybyś znalazła w sobie siłę, aby od niego odejść. Nie wiem czy do Cudziemca, ale odejść...

PS Twój post powinien być w innym wątku, w tym wpisujemy wiersze i teksty piosenek :)
__________________
napisał/a: wirtualnyXchXopiec 2009-05-01 22:01
barbarella7
Junior Member
Zarejestrowany: Apr 2009
Posty: 11


Witaj Frotka,

pierwszy raz piszę na forum,
nie wiem jak teraz mogę przenieść cała swoją wypowiedź na inne forum
napisał/a: wirtualnyXchXopiec 2009-05-01 22:01
barbarella7
Junior Member
Zarejestrowany: Apr 2009
Posty: 11


Wirtualny,

Przyznałam się sama. Opowiedziałam co się zdarzyło. Wysłuchał mnie. Był wtedy w Polsce przez 3 m-ce. Był spokojny. Powiedział że nawet w pewnym sensie mnie rozumie, bo nie chcę wyjeżdżać z kraju. Bolało go to że jest to żonaty facet. Nie przekreśla naszej znajomości. Chce żebyśmy spróbowali. Obiecał, że przyjedzie pod koniec maja. Będę nazywać go Ustaszem, żeby było łatwiej.
Podobnie zrobił mój ukochany, będę nazywać go Karolem, żeby było łatwiej.
Doszło nawet do spotkania całej trójki. Rozmowa była długa i szczera.
Mówił, że się we mnie zakochał, że te 10 lat rozłąki ich rozdzieliło, że nie rozmawiali ze sobą. Okazało się również że w pierwszej reakcji jego żona powiedziała, że też go zdradziła. W rok po jego wyjeździe. Trwało to 2 lata. Później się z tego wycofała mówiąc że doszło tylko do zdrady psychicznej.
Zona zaczęła grozić, że opowie wszystkim w firmie co nas łączy /razem pracujemy, rzeczywiście była/, dzieciom /powiedziała najstarszej córce/. Postanowiliśmy sprawę wyciszyć, uspokoić. Sama zaczęłam namawiać go do rozmów z żoną.
Od tego wydarzenia minęły 3 m-ce.
napisał/a: wirtualnyXchXopiec 2009-05-01 22:04
barbarello, czy chcesz umieści twoja historie na innym forum?
też mogę to zrobić, ale nie znam adresu tamtego forum, potem adres tamtego podałbym tu a na tamtym do naszego
napisał/a: barbarella7 2009-05-01 22:13
Wirtualny,

dziękuję,
tak jest dobrze,
jestem na forum związki i zdrada
napisał/a: barbarella7 2009-05-01 22:43
Żona Karola wysyła mi sms'y że mąż ją kocha, że ich miłość zwycięży, że ja jestem naiwna, grozi żebym nie brała się za żonatych mężczyzn. A ja uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Najwyraźniej w ich związku nie działo się najlepiej, skoro Karol się we mnie zakochał.
Nie rozumiem jak można żyć razem, a jednak osobno 10 lat!!!!!!
Widywać się tylko w weekendy i podczas urlopu. Nasz związek trwa 5 lat i ona nigdy do niego nie zadzwoniła, nigdy nie przyjechała w odwiedziny, nie kochali się bo ona myślała, że on już nie może. Nie rozumiem tego!!!!! Na wakacje zawsze jeździli z cała rodzina /dzieci, szwagier, szwagierka itp./ nigdy sami tak dla siebie.
Jej postawa diametralnie się zmieniła gdy cała sprawa wyszła na jaw. Zaczęła dzwonić, sms'ować, ale w ocenie Karola jest to sztuczne, do niej nie podobne.
Aby zrozumieć cała sytuację wielokrotnie rozmawiałam z nim co się takiego między nimi wydarzyło, że tak się od siebie oddalili. Odpowiadał, że od dawna czuł się traktowany jak mebel. Dla niej najważniejsze były dzieci, a on miał zarobić pieniądze na ich utrzymanie, co z resztą świetnie robił. Mimo dużego domu cała rodzina tzn mąż, zona + 3 dzieci spała w jednym pokoju sypialni rodziców. Noc w noc przez kilka lat dopóki dzieci nie poszły do szkoły. Karol twierdzi że zwracał żonie na to uwagę, ale ona nie reagowała, a on nie chciał się kłócić.
Reasumując nie układało się między nimi od dawna, a jego żona teraz o wszystko obwinia mnie.
napisał/a: Frotka 2009-05-01 23:49
barbarella7 napisal(a):(...) nie kochali się bo ona myślała, że on już nie może. (...) Na wakacje zawsze jeździli z cała rodzina /dzieci, szwagier, szwagierka itp./ nigdy sami tak dla siebie.
(...)Mimo dużego domu cała rodzina tzn mąż, zona + 3 dzieci spała w jednym pokoju sypialni rodziców.

Barbarello, tego nie możesz wiedzieć na pewno. Być może powiedział Ci tak, ponieważ zdawał sobie sprawę, że dla niego jest lepiej, abyś sądziła, że nie sypia z żoną.
Gdyby naprawdę traktowała go jak mebel, nie szlałaby tak teraz z rozpaczy, a i on już dawno podjąłby decyzję o rozstaniu. Czuł się źle traktowany, a jednak przez te wszystkie lata nic chciał od niej odejść? Gdyby mu było tak źle, już dawno by o niej odszedł. Cały czas prowadził podwojne życie trzymając dwie sroki za ogon. Żona dawała mu co innego, Ty co innego, a jemu było z tym dobrze. To co on Ci mówi, to są standardowe teksty mężczyzn, którzy prowadzą podwójne życie -ich zawsze "żona nie rozumie, ale zostawić jej nie mogą". Wg mnie nie powinnaś osądzać jaką ona była żoną i jak układało się ich małżeństwo, lecz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to na pewno jest człowiek z którym chcesz spędzić życie.
On pewnie podświadomie się boi rozwodu i związku z Tobą.