Diamentowy konkurs

napisał/a: jolunia559 2009-04-20 10:25
to był dzień jak co dzień.Moi panowie poszli do swoich zajęć /jedni na uczelnię,inni do pracy/Zostałam w domu ze swoim ukochanym Forestem/trzymiesięczną koteczką/ i sterta poswiątecznego prania.Sprzątanie mieszkania -to tylko miał być leciutki dodatek.posegregowałam pranie jak Pan Bóg przykazał,kolorowe-osobno.Białe od razu do pralki.Po świątecznym szaleństwie było tej bieli !sporo/obrusy,obrusiki,serwetki,serweteczki,koszule,bluzeczki ble,ble,ble.Forest kręcił się po kuchni.Z wielkim apetytem zajadał swoją porcję karmy.Zaaferowana pracą ,nawet nie zuważyłam,gdzie i kiedy zniknął.Wsypałam do pralki porcję proszku ,wybielacza i płynu zmiękczającego.Ustawiłam program i włączyłam praleczkę.Czynności,które wykonujemy codziennie jak przysłowiowe roboty!Zaparzyłam kawę i poszłam do salonu oglądać jakiś poranny program,.Minęło kilkanaście minut,no może kilkadziesiąt/jak ten czas leci,gdy coś interesującego nas zaintryguje/Nagle?Zorientowałam się,ze mojego Foresta nie ma ze mną w pokoju.Kiciam i kiciam,biegam po całym mieszkaniu,a odpowiada mi tylko cisza!
Cholera,chyba wyprałam kota!
Zadrżałam!Serce zaczęło mi bić jak oszalałe.Łzy napłynęły do oczu.Wyłączyłam pralkę pełna złych emocji i przeczuć.Jak to się sta ło?Nasz kot uwielbiał ładować ię w każdą dziurę,ale przecież ja tak uważałam!Po chwili otworzyłam pralkę i zaczęłam z niej po kolei wyiągać-o zgrozo-pięknie uprane,różowe jak majtki Dody ciuszki.Tylko kota w pralce na szczęście nie było!Znowu zaczęłam uskuteczniać bieg na czas po całym domu.kicać,kiciać i w różniasty sposób nawoływać swoją ulubienicę.Wtem-oniemiałam.Moja kocia ,piękna zaraza wynurzyła ię z wnętrza tapczanu.Cała,zdrowa i zaspana.Bożemnie było chyba większej radości!Nie wyprałam jej !W wiaderku piętrzyła się sterta cudnie ufarbownych rzeczy/kot musiał do pralki mi wrzucić swoją różową myszkę/,z którymi nie wiadomo co zrobić,aby znowu były białe.A moja kociczka szczęśliwa i zdumiona patrzała na mnie wielkimi oczami.Jakby chciała powiedzieć.no i co?Niezły numer,prawda?
napisał/a: kubowa1 2009-04-20 10:39
Wakacje nad morzem były wspaniałe. A po powrocie wiadomo - sterta prania. Wysypałam piasek, z kieszeni dziecka wyjęłam "skarby" i załadowałam pierwsze pranie. Nie zauważyłam tylko jednego - moje dzieciątko postanowiło również skorzystać z dobrodziejstwa diabelnej maszyny. Do bębna wsypał cały woreczek muszli - przecież były brudne! Niestety nie przetrwały. Za to ubrania długo czyściłam z drobinek, które wbiły sie dosłownie wszędzie. A mąż musiał czyścić pralkę. Do tego doszedł ryk dziecka, ze nie ma muszelek!
kamil2s
napisał/a: kamil2s 2009-04-20 11:08
No niestety nie popisałam się praniem.Pewnego dnia,po zakończonym praniu wyciągam rzeczy ,a one wszystkie obrane.Co tam było myślę sobie?A tam córcia włożyła pampersa.Prana była odzież ciemna,i niestety nie wszystko udało mi się wyczyścić.Część nadawała się do wyrzucenia.Nie mówiąc już o pralce,którą musiał czyścić specjalista.Co ja się wstydu najadłam.A jeszcze reprymenda męża.Jakby to jemu nie mogło się przytrafić,co nie?
napisał/a: MJane 2009-04-20 11:17
W mieszkaniu studenckim zdarzyć się może wszystko, szczególnie jeśli mieszka się z dwoma mężczyznami którzy do tej pory rozpieszczani byli przez mamusie i o nic martwić się nie musieli. Dopełniając cotygodniowego rytuału przeszłam po domu pytając wszystkich po kolei o dżinsy do prania. Tego dnia dowiedziałam się jakie tajemnice potrafią kryć męskie kieszenie - niestety dopiero po fakcie, czyli wyjmując rzeczy z pralki (nie pomyślałam, że ktoś może nie wyjąć śmieci z kieszeni...).
Okazało się, że razem z jeansami wyprałam:
- batonika Bounty - już otwartego - nie muszę chyba mówić jak to wpłynęło na kolor spodni...
- prezerwatywę - na szczęście zamkniętą i nie używaną ;)
- kawałek gąbki - pięknie obrosła wszystkie spodnie w postaci żółtych kuleczek
- chusteczki higieniczne - które do koloru żółtego dorzuciły trochę bieli
- i.... czerwone damskie majtki, które nadały jeansom różowy poblask. Oczywiście majtki nie moje. Do dziś zastanawiam się czy po jakiejś nocnej przygodzie, któryś z chłopaków schował je do kieszeni, czy może w tajemnicy sam nosi babskie ciuszki a te majtki przypadkiem zaplątały się w spodniach.
5 par jeansów wylądowało na śmietniku... To był ostatni raz kiedy robiłam wspólne pranie. Później musieli radzić sobie sami i z tym wiązały się równie ciekawe przygody, ale całe szczęście już nie dotyczyły mnie, ani moich ciuchów ;)
napisał/a: agusia77 2009-04-20 11:33
Masz ci los :mad:...,znów pralka nawaliła,nie chce odwirować prania.Ale nie ,nie będe wołać pana do naprawy,sama zakasam rękawy i wezmę się za robotę.Nie takie rzeczy się robiło.;) Przynajmniej zaoszczędzę trochę kaski.:D
Nastawiam program na ponowne odwirowanie ,ale znów to samo ,woda nie chce zejsć ,pewnie się cos zapchało-myślę. No nic wyciagam kilka starych szmat i podkładam pod pralke trzeba,odkręcić kurek na dole w pralce i w ten sposób woda zejdzie.
Ojej !!! Leje się jak z cebra!!! Szybko tamowanie ,...gdzie ten kurek dałam?... ,jest kurek, szybko zakręcam... ,co robic?... cała woda się leje na podłoge w łazience,...no pięknie.
No dobra ,jeszcze walki z tobą nie skończyłam . Pralko Ty!!!
Przechylam ją do tyłu ,podtrzymuje jedną ręką, aby mi nie poleciała,a drugą podkładam wieeelką miche pod dziurkę gdzie bedzie wyciekać woda-no... a kto teraz odkręci kurek? Trzeciej ręki to ja nie mam uh,uh jestem normalnie wściekła.
Zaswiecilo mi się światełko w głowie ,juz wiem ,obnizylam pralke i oparłam ją o moją michę-jakoś się trzyma,odkręcam kurek,a woda leci i leci ...no końca nie widać.
Lecz co ja widzę ,wraz w wodą monety lecą jak z automatu " jednoręki bandyta" No to juz wiadomo dlaczego pralka nie chciała odwirować wody,zapchała ją masa monet w kieszeniach moich kochanych dzieci -oj łobuziaki . Na tym się nie skończyło ,trzeba było jeszcze wygrzebywać kase z tej dziurki ,oj nazbierało się tego ,w sumie naliczylam z 50 zł .
Zaoszczędziłam na fachowcu i jeszcze mi pralka kasą sypała:D:D:D ,tego się nie spodziewałam :p
Teraz gdy władam ubrania do prania ,wszystkie kieszonki i kieszoneczki są sprawdzane najdokładniej ,cobym nie musiała znów uruchamiać"jednorękiego bandyty"
napisał/a: ColorWomen 2009-04-20 12:24
Gdy urodziła się córeczka dostałam nową pralkę , byłam bardzo zadowolona gdyż stara nadawała się tylko na złom.
Córeczka skończywszy 9m-cy zaczęła raczkować i było jej pełno w każdym zakamarku domu.Lubi wszystko sprawdzać , dotknąć jak każde dziecko.
Przejście do kuchni gdzie stoi pralka mam zamknięte aby podczas prania Amelka tam nie chodziła , lecz jednego dnia zupełnie o tym zapomniałam.
Pralka wyprała ostatnie pranie i jak po każdym praniu bęben jest otwarty aby trochę wysechł.Ja w tym czasie gotowałam obiad , a Mama rozwieszała pranie a Amelka jak to dziecko raczkowała to tu to tam.
Wieczorem gdy chciałam położyć spać córeczkę patrzę że nie ma smoczka myślę:
-pewnie Amesia gdzieś go położyła , ale nic wezmę drugiego.
Następnego dnia czekało już następne pranie, proszek wsypany woda odkręcona bęben rusza.
Po paru minutach słyszymy trzask , pralka stoi!! sprawdzamy ale nic nie widać aby się zepsuło więc próbujemy jeszcze raz.Działa , uff ulżyło szczególnie że to nowa pralka.Podczas wirowania znów ten odgłos
-co tym razem mówię.Dzwonię po Tatę
Okazało się że łożyska się zepsuły , ale jak to możliwe spytałam.
Nowa pralka i masz Ci los, w czasie popołudniowego spaceru poszliśmy kupić nowe łożyska.Ojj wypłaciłam się jak za złoto ale pralka musi działać.
Przy montażu Tato zauważył dziwną rzecz , zguba się znalazła.Okazało się że przyczyną zepsucia łożysk był Amelki smoczek a raczej jego części.
Naśmialiśmy się po pachy
I do dziś nie wiemy jakim cudem smoczek znalazł się w środku.Nowa pralka została oddana na wieś a na jej miejsce stanęła stara poczciwa staruszka mej Mamy.Ach te dzieci
napisał/a: apoccalipsa 2009-04-20 14:44
To była stara Frania. Prawdopodobnie prototyp. Gdy synek miał z 3 latka, zakochał się w niej. Uwielbiał wrzucać do niej przeróżne rzeczy i patrzeć jak znikają w przepastnych, pachnących proszkiem czeluściach. Pilnowałam go, ale nauczył się odwracać moją uwagę. Był przebiegły jak lis. Byleby utopić coś w pralce!
W ten sposób wyprał min.
-całego kurczaka
-tabletki antykoncepcyjne, które ukradł z torebki mojej przyjaciółce
-tupecik dziadka
-prawo jazdy swojego ojca
-skórzane buty
-100 zł
-pilot do telewizora
Raz wrzucił mi do białego prania czerwoną bluzkę i wszystko było różowe. Sąsiadka popłakała się ze śmiechu, gdy powiesiłam pranie na dworze...

Pewnego dnia przyszła teściowa. Jej kotka się okociła. Przyniosła kociątko, żeby nam pokazać. Mareczek był nim zachwycony.
Zanim się obejrzałyśmy... wrzucił kota do pralki. Na szczęście to zauważyłam i uratowałam go.
- Dlaczego to zrobiłeś?! - zawołałam. - Kota się nie pierze!
- Przecież jest bardzo brudny!
- Wcale nie!
- ,,Pusia" jest biała, a on taki szary... O, zobacz! Tu mu czyste, białe prześwituje! ( kot był szary i mial białe łapki)
- Taki się urodzil - odparłam ze śmiechem.
Tym sposobem Maruś dowiedzial się, że zwierząt się nie pierze, a ja zyskałam nową, zamykaną pralkę, bo gdy mąż się o tym dowiedział, kupił mi automat.

Odtąd synek siadał przed pralką i przyglądał się jak wiruje pranie. Patrzył na to godzinami z takim zaintersowaniem jakby to był najnowszy odcinek Teletubisi! :)
napisał/a: sylzab2294 2009-04-20 14:53
Moje wielkie pranie po powrocie z wakacji..
Oczywiscie jak to po wakacjach zwykle bywa.....zalegajaca sterta prania..
Zawsze przed włożeniem rzeczy do pralki starannie je sprawdzam i tak też było tym razem, aczkolwiek chyba jednak coś mi umknęło, lub któreś z dzieciaków zrobiło mi psikusa..do tej pory nie wiem jak to sie stało..
otóż za jednym zamachem wyprałam resoraka mojego synka, z którego , że tak powiem delikatnie- zszedł lakier..:rolleyes:.byłam pewna, że to koniec niespodzianek w bebnie mojej pralki, ależ jakie wielkie było moje rozczarowanie :eek:gdy na dnie, zobaczyłam mój zegarek..taki czysty wypolerowany wręcz niczym "funkiel nówka nieśmigany" tylko, że już nie działający...a tak go lubiłam i miałam do niego szczególny sentyment, ponieważ dostałam go na pięciolecie mojej firmy w której pracuje...
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło..zegarmistrz mistrz w swoim zawodzie doprowadził moje "oczko" do świetności:)
PS. działa niezawodnie do tej pory)
napisał/a: agusjot2 2009-05-04 13:19
Nic nie zapowiadało dramatu.
Dziecko bawiło się w pokoju na podłodze, mąż reperował coś w kuchni, a ja wstawiłam pranie. Po kilkunastu minutach usłyszałam z łazienki głuche chrupnięcie.
Przy każdym obrocie bębna słychać było zgrzyt.
Nowa pralka i już się zepsuła, pomyślałam. Coś się pewnie urwało... albo ktoś coś do środka wrzucił...
Szybko wyłączyłam pralkę. Wyjęłam ubrania. I nic. Pusto.
To upewniło mnie w awarii jako przyczynie hałasowania. W związku z tym, że pralka była nowa, na gwarancji, zadzwoniłam po pana z serwisu, a co? Miałam szczęście, bo obiecał przyjechać jeszcze tego samego dnia. Co to za pralka, poprzednia pracowała kilka lat i nic. Jak to dobrze, że naprawią ją od razu.
Po godzinie przyjechał pan mechanik od AGD. Odsunął pralkę, zdjął naklejkę plombującą, otworzył i zaczął poszukiwania. A ja stojąc w drzwiach narzekałam na nowoczesne sprzęty, co to szybko się psują.
Monolog zakończyłam nadspodziewanie szybko.
Już w sekundę po, gdy pan podał mi..... wygiętą fiszbinę od biustonosza.
Faktycznie, wrzuciłam do prania bieliznę i nie sprawdziłam jej stanu.
Zarumieniłam się.
Uśmiechnęłam.
Pan zamknął pralkę.
Włączyliśmy.
Było cichutko.
Poszedł wypisywać dokumenty.
I wrócił z rachunkiem opiewającym na ponad sto złotych. Okazało się, że serwis gwarancyjny nie obejmuje błędów użytkownika, a że nie był to “złota rączka” z sąsiedztwa tylko firmowa naprawa, bardzo mnie to zabolało. Dosłownie i w przenośni. Może i nie wyprałam czegoś niewypieralnego, ale człowiek się na błędach uczy. I lepiej w takich sytuacjach na cudzych niż własnych. Z pozdrowieniami dla Waszych pralek.
napisał/a: Adusiek 2009-05-04 16:03
Witam
Rok temu to było niezbyt wesołą miałam minkę gdy zobaczyłam ,że pralka
może zamienić się w atomową skrzynkę .
Jako ,że moja babcia zawsze pedantką była i jej wnuczka (czyli ja )w 100%
po nie to odziedziczyła .Zawsze podobała mi się stylowa lampa ,która
w jej pokoju elegancją emanowała a z jej wnętrza melodia poloneza Chopina
się wydobywała .Jednak w jej abażurze kurz się osadził ,więc wsadziłam ją
do praleczki ,a tu nagle -gwizd,nagle-świst ,para-buch ,bęben w ruch .Najpierw
powoli jak osiołek ociężale ,a potem szybciutko jak w międzymiastowym przedziale :),ruszyła praleczka i szarpnęła do środka część abażureczka .
I BUCHA I BUCHA I BUCHA BUCH BUCH ,a bęben turkocze ,łomocze się w ruch
co zrobić ,co zrobić ,co zrobić,co zrobić mam gdy elektrownie jądrową w domu mam .Przyznaje się publicznie to mojej głupoty ,bo kto ma blondynkę w domu
ten ma same kłopoty :),ale przyznacie ,że oryginalna ,ze mnie dziewczyna,która abażur w pralce trzyma .
napisał/a: ~marielu 2009-05-04 16:34
Moja największa wpadka , która przeszła już do historii naszego rodu miała czas już jakiś czas temu… Jak zawsze gdy robiłam pranie , starannie przeglądałam co wkładam, łącznie z kieszeniami, kieszonkami i zakamarkami . Przyszedł czas na jasne i białe ubranka moje i mojego synka który miał wtedy lat 4 . Pakując koszulki , bluzki, bielizne towarzyszył mi mój mały troll dzierżąc w łapkach ulubionego przyjaciela – Pana Jajo – welurowe sporej wielkości jajo , które niegdyś bielusieńkie jak śnieg, poszarzało od łapek, buziaków , podkarmiania tym z czym się dzielił z nim mój synek. Zapytałam trolla czy nie czas by pan Jajo wziął kąpiel . Po dłuższej dyskusji i udowadnianiu że pan jajo się na pewno w pralce nie utopi – jajowaty brudas został wepchnięty do pralki . Pozostało wrzucić proszek, płyn do płukania, ustawić parametry – i gotowe ! Z dumą zerkałam gdy do pralki nabierała się woda a ubrania wraz z jajem zaczynały brać kąpiel.. Po dłuższym czasie , syn powędrował sprawdzić czy aby przyjaciel się nie utopił, usłyszałam krzyk – Mamaaaaaaa !!! Pan Jajo ugotował się na twardo !!! Zajęta przygotowaniem obiadu zbyłam dziecko, tłumacząc że to niemożliwe i że jak wyjdzie z kąpieli będzie pięknie pachniał itd… synek nie dawał za wygraną, biegał od kuchni do łazienki raz po raz , coraz mocniej zdenerwowany . W końcu dla świętego spokoju poszłam zajrzeć i ja , przyznam że to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Całe pranie było jednolicie żółte a Pan Jajo pięknie akcentował się na jego tle – był jaskrawo pomarańczowy !! Jak to zobaczyłam to sama nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać , przez myśl mi nie przeszło że bielusieńki , welurowy przyjaciel mojego syna wypchany był czymś w kolorze pomarańczy – Pan Jajo okazał się niezłym jajem z niespodzianką …. Gdy klęczałam przy pralce , cała zastygła , mój synek szepnął cicho „ ale polazka…” Ano porażka rzekłam i ja . Dziś już się tylko z tego śmiejemy, ale wtedy nie było mi niestety do śmiechu..
napisał/a: leoniu 2009-05-04 18:39
Nowe mieszkanie, nowa łazienka, nowa pralka - wsad górny i zapowiedzeni goście. W kącie paczka z sześcioma rolkami papieru toaletowego... Subtelny róż dopasowany do łososiowego koloru płytek. Absolutny dysonans w czasie łazienkowego zwiedzania, więc w panice wkładam rolki do pralki i przysypuję paroma sztukami białych biznesowych koszul, które karnie czekały na pranie.
Potem klasyka: kolacja, jakieś sprzątanie i padam na twarz na łóżko. Mężczyzna chce się wykazać, tak opowiada później mojej mamie. W praktyce chodzi o to, że on już nie ma czystych koszul... Pranie...
Cóż mogę powiedzieć. Pralka okazała się doskonałością. Delikatne pranie nie uszkodziło subtelnych struktur toaletowej rolki. Kolor również został zachowany, tyle, że koszule stały się jakimś trafem świniowo-różowe... Nawet mechanika nie trzeba było wzywać :O