MOJA NERWICA...Jak z nią sobie radzić ??????? porozmawiajmy

napisał/a: koralik24 2008-12-17 19:01
Witam. zakładam ten wątek by osoby takie jak ja mogły się wyżalić i wzajemnie sobie pomagać. Był już jeden taki wątek ale nie cieszył się popularnością. A szkoda, bo wiem, że kobiet takich jak ja jest wiele i nie mają gdzie porozmawiać. ..Nakreślę wam moją sytuację:

Moja nerwica (przypuszczenie lekarza, który rozpoznał ją po objawach jakie mu przedstawiłam jako 9-letnia dziewczynka) jest ze mną już od szkoły podstawowej...Zawsze wszystkim się mocno denerwowałam, płakałam i leżałam często w szpitalu na nerwicowe bóle głowy czy żołądka....Potem z chwilą wkraczania w okres dojrzewania objawy chwilowo ucichły, żeby powrócić ze zdwojoną siłą w okresie, kiedy byłam na studiach (sama nie wiem jak je skończyłam i to z wyróżnieniem - druga moja cecha to pracoholizm ;/ i przesadna ambicja, może to dlatego). Jestem BARDZO UDANYM w związku już 4 lata, (nie jestem jeszcze mężatką) staramy się rok o dziecko z marnym skutkiem ale ogólnie nie powinnam niczym się przejmować, pracuję dla siebie więc tym bardziej - A JEDNAK siedzi we mnie coś złego....nerwica. Ciągle czymś się przejmuję, błahostkami (nie będę nawet pisać bo aż WSTYD) czasem aż parter mnie nie rozumie, że mogą być takie problemy (nie chodzi o wygląd zaznaczam ale o ogólne stosunki międzyludzkie, o normalne sprawy, którymi normalnie człowiek raczej się nie przejmuje), denerwuję się kolejką w sklepie, tym co widzę w tv albo usłyszę ( np. o maltretowaniu zwierząt) Najczęściej moja nerwica objawia się trzęsieniem rąk, ogólnym roztrzęsieniem, potliwością, szybkim biciem serca i uciskiem na klatkę piersiową aż czasem brak tchu, mam czasem ataki paniki i czasem włącza się u mnie agresja....Nienawidzę tego. Co więcej nie wiem ostatnio co mnie dopadło bo z partnerem nigdy się nie kłoce ale ostatnio wiecznie mam o cos pretensje, prowokuję wiekszość sprzeczek (tego nie mogę nazwać kłotnią bo z nim nie można się kłocić :D) potem idę do pokoju, płaczę pół dnia i mi przechodzi ale zaraz znow mam pretekst i wydaje mi się, że przez tą swoją nerwicę, z którą żyję na co dzień - muszę znaleźć sobie KOZŁA OFIARNEGO którym jest mój biedny partner. na zewnątrz jestem skryta, nieśmiała, cicha, bardzo tajemnicza i strasznie niedostępna i nieufna do ludzi. Nie zawieram nowych znajomości bo ludziom nie ufam (w rzeczywistośći nie chodzi mi o świat wirtualny) a w domu zmieniam się powoli w ZOŁZĘ (chyba muszę odreagować) Najgorsze jest to, że czasem sytuacje nerwowe tłumię w sobie poza domem by wyładować je w domu. Nie mam na kim więc ofiarą jest mój M :( Szkoda mi go bardzo bo czasem jestem aż głupia w swoich "pseudoracjach" Piję melisę i biorę 1 tabletkę persenu ale chyba nie czuję poprawy.....Przerażają mnie święta, wiecznie podąża za mną myśl (CO BĘDZIE GDY....) czasem jest tak, że tak mocno się nakręcę na jakąś przyszłą sytuację, że kiedy ona nadejdzie nie jestem w stanie normalnie funkcjonować - jednym słowem WKRĘCAM SIĘ NEGATYWNIE....Mało się ostatnio śmieję (jest tyle rzeczy które mogłyby mnie cieszyć) nic mi się nie chce. staram się rok o dziecko bezskutecznie....moze to jest problem, że tak się wściekam a po drugie też idzie to w drugą stronę - nie mogę zajść w ciążę bo ciągle mam jakąś nerwówkę :( Eh ciężkie to życie nerwusa :( Zapraszam was nerwowe do szczerej rozmowy. opiszcie jak radzicie sobie ze stresem :) Pozdrawiam was i z niecierpliwością czekam na pierwszy wpis :)
ale
napisał/a: ale 2008-12-17 20:27
Ja sobie nie radzę nie radzę ze stresem :( Jak czytam ten opis Twój to tak, jakbym czytała o sobie, przejmuję się błahostkami, robię "z igły widły", wszystko potrafi być końcem świata. Też mam tak, że nagle mi słabo, oblewa mnie zimny pot i ciężko mi się oddycha. Wpadam wtedy w histerię, bo boję się, że umrę. Bardzo to głupie, bo przecież nawet gdybym umarła, to nie mam na to wpływu, ale w tej danej chwili, gdy mnie to dopada to jestem pewna, że umrę i bardzo się boję, jest mi zimno, ale jestem cała spocona, dusze się, trzęsę i płaczę. Im bardziej płaczę, tym gorzej bo tym szybciej oddycham, tym bardziej się boję itd.
Jedyny skuteczny sposób to oddychanie: bardzo wolny długi wdech nosem, taki, żeby nabrać jak najwięcej powietrza i potem wolny wydech ustami- tak jakby gasiło się świeczkę. Może wydać się to śmieszne, ale poza lekami to na serio jedyny sposób. Gdy się dotlenisz to aż tak się nie dusisz, poza tym jeśli koncentrujesz się na oddechu, to zapominasz o swoim stanie i jest lepiej.
No i lekarz, chodziłam do psychologa, nie widzę w tym niczego wstydliwego. Bardzo mi ta kobieta pomogła i od paru lat jest lepiej. U mnie najgorzej było w okresie dojrzewania, potem lepiej, po 20-stce jest ok, tylko czasem mnie coś dopada, ale radzę sobie.
Perseny brałam conajmniej dwa, melisą piję non stop litrami ;) czasem miałam tak, że rano i po południu brałam Persen a wieczorem Relanium, do tego 2 paczki fajek, żeby się uspokoić. Efektu żadnego...
napisał/a: koralik24 2008-12-17 21:03
Wiem, że nie jestem sama z tym problemem i wiem, że dzięki temu, że bedziemy tu pisać bedzie nam łatwiej. Rozumiem wszystko to co przeżywasz bo sama mam tak samo :( Ciężko jest żyć z takim podejściem do życia no ale cóż - jedni rodzą się wiecznymi entuzjastami i optymistami a inni mają wiecznie doła i wkręcają sobie problemy :/

Ja czasami staram się uśmiechnąć w sytuacji stresowej bo prawdę mówiąc to akurat baaardzo mi pomaga i rozluźnia ale najczęściej jestem z nerwów tak mocno spięta, że aż drętwieje mi szyja i uniemożliwia mi normalne poruszanie głową (co nierzadko kończy się zadrganiem głowy - to jest okropne) a po drugie jak tu się zmusić na uśmiech w momencie ta ogromnego stresu ....? Czasem mi się to udaje, mam też tak, że mam lepsze i gorsze dni. Czasem jest tak, że lepiej mi się walczy ze stresem bo wstaję prawą nogą i mam uśmiech na twarzy - wówczas jakoś tak mniej myślę ale to jest chwilowe bo już na drugi dzień rozniosłabym z nerwów mieszkanie :( Dobrze, że mój partner jest taki wyrozumiały - ON TO MÓJ SKARB :) Wszystko mogę mu powiedzieć, on wie o każdym moim lęku i sam radzi mi jak mam go przezwyciężać, ostatnio bardzo często wypłakuję mu się na ramieniu ...dobrze, że mam na czyim :) Ja mam taką cichą nadzieję, że te moje lęki i stresy szybko miną , może z wiekiem...chociaż wiem, że to moja natura i jej nie zmienię ale żeby chociaż tego WSZYSTKIEGO tak bardzo nie przeżywać, starać się olać i nie myśleć o wszystkich i wszystkim ....
napisał/a: Scarlett_666 2008-12-18 09:54
ja tez mam tego typu problemy może nie jestem agresywna ale bardzo często smutna...
mialam depresję w wieku 16 lat i od tej pory jest troche lepiej z psychiką jednak skutki stresu sieją spustoszenie w moim organizmie.... nie potrafię już nic zjeść normalnie bez późniejszego bólu żołądka...aby załagodzić te objawy biorę mnóstwo leków i musze przyznać że jestem chyba od nich uzależniona:(
napisał/a: pasikonik 2008-12-18 18:19
CZeść :) TAk przeczytaąłm sobie wasze posty i doszłam do wniosku, że chyba njalepiej to poszukać pomocy specjalistycznej - psycholog, albo psychiatra pomoże Wam sie uporać z tym. JA wiem, ze czasem to ciężko się przemóc, ale z takim napięciem nie da się długo normalnie funkcjonować, a wizyta, czy terapai jest tylko po to ŻEBY WAM SAMYM BYŁO LEPIEJ :) Taki specjalista pomoże Wam radzić sobie ze stresem, a odpowiednia terapia pomogłaby inaczej oceniać rzeczywistość co wpłynęłoby na obniżenie poizomu stresu i lęku. Poza tym dziewczyny pamiętajcie, że to wszytsko odbija sie na Waszym zdrowiu fizycznym i to powinien być kolejny powód do tego żeby szybciutko poszukać pomocy. Trzymam kciuki za Was
ale
napisał/a: ale 2008-12-18 23:42
Też myślę, że pomaga specjalista, ale... u mnie był taki moment, że poza nerwicą miałam silne stany depresyjne i lękowe. Przepisano mi leki. Wszystko ok, świat nabrał barw. Do tej pory budziłam się jako tako w normalnym stanie, ale z mijaniem dnia było coraz gorzej. Moje życie polegało na pracy (gdzie udawałam, że wszystko jest super) i na leżeniu w łóżku. Przychodziłam z pracy i leżałam, jak miałam na popołudnie to długo spałam, jak na rano to spałam po obiedzie. Gdyby nie praca, to pewnie nie malowałbym się, tylko leżała non stop. Do tego doszedł lęk przed tłumem, tak to określiła lekarka po objawach (w autobusach, na targach i w skelpach robiło mi się słabo, wymiotywałam, mdlałam)
Leki pomogły, normalnie funkcjonowałam, zniknęły wszystkie lęki i mogłam przebywać w tłumie, ale odstawienie tych leków to katorga. To tak jakby nagle ktoś zgasił kolory, walnął w łeb i powiedział: powitaj znów zasrane życie, od teraz będzie kicha. I z reguły tworzy się błędne koło i znów trzeba brać leki. Mam znajomego, który bierze leki już 15 lat, odkąd miał 14 lat i chciał się zabić i on się po prostu boi. Lęka się, że gdy przestanie łykać prochy to sobie coś zrobi... A niektórzy się uzlaeżniają, tak jak Scarlet. Uważać trzeba z tymi lekami :(

Dlatego chyba najlepsze są różne terapie. I pianie jakiegoś pamiętnika, bloga. Nikt tego nie musi czytać :) ja pisałam bloga i potem czytałam za parę miesięcy to czasem się śmiałam, mówiłam sobie: głupia z takich banałów robić takie problemy, chora histeryczka itd. Takie pisanie pomaga nabrać trochę dystansu :)
ale
napisał/a: ale 2008-12-18 23:48
Koraliku właśnie, ważne, że jest się komu wypłakać. To mój mąż nauczył mnie tego oddychania. Wydaje się to takie banalne, ale za każdym razem gdy miałam atak paniki, on siedział i tłumaczył jak dziecku, jak ma oddychać. Jak oddychałam za szybko to zaraz mi zwracał uwagę i oddychał ze mną :D czułam się jak w szkole rodzenia ;) i to pomaga, i to że mam się komu wypłakać. No i pisanie. Pisałam już wszystko: blogi, pamiętniki, opisywałam sny a potem sama je analizowałam.
Wiem, wiem portret totalnej egocentryczki skupionej tylko na sobie, no ale właśnie tacy ludzie najczęściej mają nerwicę, depresję i inne takie cholerstwa...
napisał/a: koralik24 2008-12-19 15:00
Wiesz co - jakbym siebie samą widziała z tymi objawami. Boję się, że dlatego nie mogę mieć dzidzi a jak już ją bede mieć w brzuszku to boję się, że przez te moje nerwy poronię. Jak Ty sobie radzisz teraz w tym błogosławionym stanie kiedy wiesz, że jesteś nerwowa a nie powinnaś się denerwować bo przecież negatywnie wpływa to na dzidzię. Czy w czasie ciąży pijesz również meliskę??
Jeśli chodzi o lęk przed tłumem to mam tak samo (pewnie nie ja jedna bo ten świat teraz w ogóle jest pokręcony i ludzie sobie zwyczajnie nie radzą) To się fachowo chyba nazwywa AGORAFOBIA......Myślałam nad tym, żeby iść do lekarza ale jakoś nie moge się zmusić :( Mam takie wrażenie, że psycholog mi nie pomoże - że sama powinnam jakoś przezwyciężać lęki.... że mnie nie zrozumie bo nie siedzi w mojej głowie. Nawet na dzien dzisiejszy nie mogłabym normalnie wytłumaczyć jaki jest ten mój lęk i czego się boję....Ja takich ataków paniki nie mam codziennie - po prostu co jakiś czas przychodzi dzien , w którym jestem jakby bardziej podatna na stres i zaczynam coś sobie wkręcać....
A jakie brałaś tabletki??? Na receptę?
napisał/a: Scarlett_666 2008-12-19 16:10
Jeżeli chodzi o psychotropy to jeszcze jest taki ich minus że po nich chce się bardzo spać...
Chociaż teraz istnieją też takie, które podobno nie wywołują senności...
napisał/a: anaa82 2009-01-02 16:18
A czy to może byc jakas nerwica??
Zaczeło sie jakies 3 lata temu. Dzien przed odlotem na wakacje do stanów bylo mi strasznie słabo, jakbym miala zemdleć, nie moglam nawet przejsc pare kroku, wyladowalam w szpitalu na kroplowce, mialam strasznie niski potas, po kroplowce bylo juz wszystko ok. Lekarz powiedzial ze to moze byc taki jednorazowy incydent i wyjechałam. Potem juz mi sieto nie przytrafiało, az przyszly kolejne wakacje. W pociagu zrobilo mi sie strasznie słabo, wymiotowałam. Myslalam ze sie przytrułam albo choroba lokomocyjna, ale tydzien pozniej jak mielismy wracac, w nocy przed wyjazdem znow bylo mi slabo i wymiotowałam, mialam dreszcze cała noc i tez pewnie wyladowalabym w szpitalu ale nie mialam ubezpieczenia ze soba i tak przemordowalam cala noc. Na drugi dzien mi przeszlo, jak wrocilam do domu zrobilam badania i wszytko wyszlo w porzadku. I znow spokoj do tych wakacji. Wyjechalam za granice, tam zemdlałam i znow wyladowalam na kroplowce. I teraz mam schize ze gdziekolwiek jade dalej to sie boje czy przypadkiem mi nie bedzie slabo. Nawet kiedys jak pojechalam do mojego chlopaka na caly dzien to tam mi sie juz zaczelo robic tak dziwnie slabo ze sobie wzielam potas. I teraz juz sie nawet do niego boje jechac bo zaraz mysle ze mi bedzie tam slabo :(
ale
napisał/a: ale 2009-01-02 18:21
koralik24 napisal(a):Wiesz co - jakbym siebie samą widziała z tymi objawami. Boję się, że dlatego nie mogę mieć dzidzi a jak już ją bede mieć w brzuszku to boję się, że przez te moje nerwy poronię. Jak Ty sobie radzisz teraz w tym błogosławionym stanie kiedy wiesz, że jesteś nerwowa a nie powinnaś się denerwować bo przecież negatywnie wpływa to na dzidzię. Czy w czasie ciąży pijesz również meliskę??

A jakie brałaś tabletki??? Na receptę?


Brałam Bioksetin, tak takie leki są tylko na receptę.

Melisę można pić w ciąży (rumianek i szałwię też) Radzę sobie normalnie, po prostu wiem, że nie mogę się denerwować i staram się tego nie robić :) na początku ciąży odjechałam totalnie, nerwy mi puściły jak nigdy - kłóciłam się ze wszystkimi i non stop wyłam, ale nic złego się nie stało.
Dużą ulga jest mój mąż gdy mam takie dziwne stany. Pomagają ćwiczenia oddechowe. Teraz mam za wysokie ciśnienie, więc dużo leżę i piję melisę i to pomaga :) głównym źródłem stresu zawsze była praca i szkoła, a teraz jestem na L4, a na uczelnię czasem chodzę, więc dużo stresorów odpadło :)
ale
napisał/a: ale 2009-01-02 18:25
ana82 napisal(a):A czy to może byc jakas nerwica??
Zaczeło sie jakies 3 lata temu. Dzien przed odlotem na wakacje do stanów bylo mi strasznie słabo, jakbym miala zemdleć, nie moglam nawet przejsc pare kroku, wyladowalam w szpitalu na kroplowce, mialam strasznie niski potas, po kroplowce bylo juz wszystko ok. Lekarz powiedzial ze to moze byc taki jednorazowy incydent i wyjechałam. Potem juz mi sieto nie przytrafiało, az przyszly kolejne wakacje. W pociagu zrobilo mi sie strasznie słabo, wymiotowałam. Myslalam ze sie przytrułam albo choroba lokomocyjna, ale tydzien pozniej jak mielismy wracac, w nocy przed wyjazdem znow bylo mi slabo i wymiotowałam, mialam dreszcze cała noc i tez pewnie wyladowalabym w szpitalu ale nie mialam ubezpieczenia ze soba i tak przemordowalam cala noc. Na drugi dzien mi przeszlo, jak wrocilam do domu zrobilam badania i wszytko wyszlo w porzadku. I znow spokoj do tych wakacji. Wyjechalam za granice, tam zemdlałam i znow wyladowalam na kroplowce. I teraz mam schize ze gdziekolwiek jade dalej to sie boje czy przypadkiem mi nie bedzie slabo. Nawet kiedys jak pojechalam do mojego chlopaka na caly dzien to tam mi sie juz zaczelo robic tak dziwnie slabo ze sobie wzielam potas. I teraz juz sie nawet do niego boje jechac bo zaraz mysle ze mi bedzie tam slabo :(


Może być i może nie być. Ja mam od małego chorobę lokomocyjną, tylko na szczęście z wiekiem troszkę mija i teraz już nie rzygam. Może masz takie stany lękowe związane z podróżami, są osoby, które ta mają.
A z tym potasem, sprawdzasz jak jest teraz? To dość ważne, to lepiej czasem sprawdzić.